11.11.2014

Rozdział 1



   Znajdowałem się w czarnym pomieszczeniu. Próbowałem wymacać, cokolwiek, co rozświetliłoby, prawdopodobnie, pokój. Znalazłem włącznik i przycisnąłem. Niestety bez żadnego rezultatu. Zdziwiłem się. Nigdy wcześniej mi się to nie zdarzyło. Ponowiłem czynność kilka razy. Po raz kolejny nic. Odpuściłem i usiadłem na ziemi.
   Nie mam pojęcia ile tam siedziałem, ale w pewnym momencie usłyszałem, jak ktoś Podklucza drzwi. Wstałem i ruszyłem w stronę, z której dochodził dźwięk. Poczułem jakbym przez coś przechodził; bardzo dziwne uczucie.
   Stałem przez chwilę nasłuchując odgłosów dochodzących kilka kroków ode mnie. W pewnym momencie zapaliło się światło.
   Przede mną stała wysoka brunetka. Ubrana była w czarny płaszcz, czarne spodnie i również czarne buty. Wpatrywałem się w nią z szeroko otwartymi oczami; była naprawdę piękna. Najwidoczniej mnie nie zauważyła, ponieważ nie zareagowała.
   Wykorzystałem okazje i rozejrzałem się po pomieszczeniu. Było białe. Spostrzegłem wieszak i małą komodę. Wróciłem wzrokiem do dziewczyny. Ściągała właśnie buty. Po zakończonej czynności, obdarzyła mnie tylko krótkim spojrzeniem i niewzruszona przeszła obok. W tej chwili zrozumiałem wszystko, nie mogła mnie zauważyć, ponieważ byłem duchem.
   Zrezygnowany podążyłem za nią.
   Siedziała na łóżku rozmyślając.
   Obejrzałem pokój. Czarny. Zero kontrastów. Wszystko, dosłownie wszystko było czarne. Jedynym, co wydawało się nie pasować w tym momencie do reszty, była lampka wcześniej zapalona przez dziewczynę. Nie wnosiła ona jednak dużo światła do jej azylu. Lampka stała na małej szafce, tuż obok dwuosobowego łóżka, natomiast naprzeciwko tego mebla stała duża szafa, prawdopodobnie z ubraniami. Okna były zasłonięte czarnymi roletami.
   Postanowiłem usiąść obok dziewczyny. Przeniosłem moje oczy znów na jej osobę. Nie wiedziałem jak mam się zachować, co robić. Może powinienem wyjść? Czułem się jakbym naruszał jej przestrzeń prywatną. Jednak nie potrafiłem odwrócić od niej wzroku. Była naprawdę piękna. Miała w sobie to coś, co się podoba facetom. Oczy dziewczyny wpatrywały się teraz we mnie. Bynajmniej tak to wyglądało. Postanowiłem odwrócić się i zobaczyć, co znajduje się za mną. Niestety nic tam nie było. Głos dziewczyny sprawił, że odwróciłem się oszołomiony i spojrzałem na nią.
   -Patrzę na ciebie idioto.
   Zatkało mnie. Sądziłem, że mnie nie widzi. Jednak się myliłem. Ona najzwyczajniej w świecie mnie widziała. Z moich ust wydobył się cichy jęk zdziwienia. Skoro mnie widziała, dlaczego nie powiedziała nic wcześniej? Dlaczego nie przestraszyła się? W końcu byłem jej obcy i w dodatku stałem w jej domu. Setki pytań chodziło po mojej głowie. Na żadne z nich nie potrafiłem odpowiedzieć.
   -Ty mnie widzisz?- Spytałem zdziwiony. Po czym dodałem: -To nie możliwe, przecież jestem duchem.
   Musiałem wyglądać idiotycznie. Jednak w tamtej chwili mnie to nie obchodziło. Byłem nazbyt zdziwiony tym, co się właśnie działo. Zauważyłem lekki uśmiech na twarzy dziewczyny.
   -Tak widzę cię. Nie wiem jak to możliwe, ale cię widzę.- Spuściła głowę, głośno westchnęła, po czym kontynuowała: -Od dziecka widzę duchy. Ma to swoje plusy i minusy. Nie chcę jednak o tym mówić.
   Starałem się zrozumieć, jednak nie potrafiłem. Po prostu przytaknąłem. Niechciała mówić, więc widocznie wiązały się z tym przykre dla niej wspomnienia. Nie mogłem jej zmusić. To jej decyzja. Może jak mnie lepiej pozna to się trochę na mnie otworzy i opowie. Musiałem odpuścić inaczej pomyślałaby, że jestem nachalny. Tego nie chciałem. Przez moment siedzieliśmy w niezręcznej ciszy. Postanowiłem ją zakończyć i nawiązać jakikolwiek kontakt z dziewczyną.
   -A tak w ogóle to jak masz na imię?
   Podniosła na mnie wzrok. To, co zauważyłem w jej spojrzeniu, było niesamowite. Ona była mi wdzięczna. Nikt wcześniej tak na mnie nie patrzył. Nikt nigdy nie był mi wdzięczny. Mimowolnie kąciki moich ust uniosły się ku górze. Gdy brunetka to zauważyła, zrobiła to samo. Miała niesamowity uśmiech, a w dodatku zabójcze dołeczki.
   -Jestem Lilith Thomson, ale mów mi Lili.- Zaśmiała się.- A ty?
   -Ja jestem Calum Hood, a jak chcesz to możesz mi mówić Cal.- Uśmiechnąłem się do niej jeszcze szerzej.
   Patrzyliśmy przez chwile na siebie, gdy nagle dziewczyna odwróciła wzrok. Zrozumiałem, że coś musiało się stać. Tylko, co?
   -Czy zrobiłem coś nie tak, Lili?- Zapytałem zaniepokojony.
   Dziewczyna pokręciła przecząco głową. Widziałem, że coś ją trapi i nie zamierzałem odpuścić. Nie tym razem.  Nie potrafiłem patrzeć jak cierpi. Była mi potrzebna. Chciałem ją mieć przy sobie szczęśliwą. Taka była mi potrzebna. Musiała mi pomóc, a w takim stanie nie potrafiłaby. Byłem tego pewien.
   -W takim razie, co się stało? Powiedz mi, proszę.- Błagałem brunetkę.
   Spojrzała na mnie smutno i powiedziała:
   -Po prostu przypominasz mi kogoś, kogo niedawno straciłam.- Powiedziała, a po jej policzku spłynęła samotna łza. Chciałem otrzeć policzek Lilith swoim kciukiem. Jednak moje próby poszły na marne. Nie mogłem jej dotknąć.  Moja ręka znikała w jej policzku. Znowu poczułem to okropne uczucie przechodzenia przez coś. Od razu odsunąłem rękę. Dla niej też musiało to być nieprzyjemne. Tak mi się zdawało. Ona jednak uśmiechnęła się i stwierdziła, że jestem zimny. I tyle. Chciałem ją czuć, tak, jak ona czuła mnie. W tej chwili pragnąłem jej dotknąć.  Chciałem wpleść palce w jej kruczo-czarne loki. To, co czułem w tamtym momencie było dziwne. Nigdy tak nie reagowałem na dziewczynę. Jednak Lili miała w sobie coś, czego nie miały inne dziewczyny, które do tej pory spotykałem. Była… była inna. Nie znałem jej, ale śmiało mogłem stwierdzić, że była inna, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Och… Calum ogarnij się! Skarciłem samego siebie w myślach.
   -Chcesz o tym porozmawiać?
   -Nie, Calum, nie chce. Już mam dość płaczu. Ja po prostu nie chcę już cierpieć.
   Skinąłem głową, w geście, że zrozumiałem. Niechciałem jej męczyć, była wystarczająco poruszona tym, co jej chodziło po głowie. Byłem jednak ciekawy, kto to był, co dla niej znaczył i co ich łączyło. Jednak nie miałem serca poruszać tego tematu, gdy patrzyłem na rysujący się na jej twarzy ból. Nagle dziewczyna ziewnęła.
   -Och… pójdę już chyba spać. Jest strasznie późno. – Powiedziała.
   Spojrzałem na nią pytająco. Nie miałem pojęcia, która była godzina. Dziewczyna podświetliła swojego iPhona i skierowała w moją stronę. Była godzina 23:53. Nie wiedziałem, kiedy ten czas tak szybko upłynął. Lilith spojrzała na mnie znacząco. Zrozumiałem, że mam opuścić pokój, ponieważ chce się przebrać. Tak też zrobiłem. Przeszedłem przez, co oczywiście wiązało się z tym strasznym uczuciem, i znalazłem się w salonie. Ścian miał biało-czarne. Naprzeciwko mnie stała kanapa, na której postanowiłem się rozgościć. Dosłownie padłem na mebel. Naprzeciw mnie na ścianie zawieszony był telewizor. Sięgając po pilot od sprzętu wrócił tam ten dzień. Obrazy w mojej głowie szybko się przewijały. Nie mogłem nic z nich wyczytać. Wiedziałem jednak, że to na pewno było to wydarzenie, które sprowadziło mnie tu, do Lilith Thomson. Tylko, dlaczego? Co ona miała w sobie, czego nie miał ktoś inny? Nie, to głupie. Ona przecież nie była jak inni. Była kimś zupełnie nietypowym. Jak to się stało, że znałem ją może godzinę albo mniej, a ona już zajęła wszystkie moje myśli? Ta dziewczyna doprowadza mnie do szaleństwa. Ma w sobie coś, co przyciąga.
   Wyrwałem się z zamyślenia i oparłem plecami o kanapę. Dopiero teraz spostrzegłem małą ramkę ze zdjęciem, znajdującą się na małej szafce tuż pod telewizorem. Podszedłem do mebla i przyjrzałem się ramce. Fotografia przedstawiała dwie jednakowe dziewczynki w wieku około 11 lat. Miały kruczo-czarne loki i kredowobiałą cerę. Były ubrane w śliczne hebanowe sukienki, co uwypuklało ich bladość. Były szczęśliwe, albo bardzo dobrze udawały. Za nimi znajdowało się wielkie drzewo, o które się opierały plecami. Ich twarze wydawały mi się znajome. Próbowałem sobie przypomnieć czy, aby na pewno ich gdzieś nie widziałem. Jednak w mojej głowie była pustka. Spojrzałem jeszcze raz na bliźniaczki, gdy nagle za moimi plecami usłyszałem kroki. Odwróciłem się i ujrzałem zgrabną dziewczynę w zbyt dużej męskiej koszulce z włosami upiętymi w byle, jaki kok. Lili wyglądała tak seksownie, że trudno było mi się opamiętać. Speszony odwróciłem wzrok. Trudno było mi jednak na nią nie patrzeć. Moje bolały, gdy na nią nie patrzyłem.  Nie mogłem pozwolić sobie na taką katorgę. Znów na nią patrzyłem. Ona na mnie też. Staliśmy tak przez chwile wpatrując się w siebie nawzajem. Poczym wypaliłem:
   -Ślicznie wyglądasz.- Przyrzekam, że jeżeli w tej chwili miałbym ciało to na sto procent napłynęłaby mi krew do twarzy. Jak mogłem palnąć coś tak głupiego? Uzna mnie teraz za napalonego zboczeńca.
   -Dzięki.-Odpowiedziała krótko podchodząc do mnie.- Co robiłeś, jak się przebierałam?
   Spojrzałem na fotografie. Brunetka podążyła za moim wzrokiem, a gdy już dotarła do celu uśmiechnęła się lekko. Przez dłuższą chwile nie odrywała spojrzenia od zdjęcia, jakby nad czymś myślała. Otrząsnęła się jednak jakby ktoś właśnie oblał ją zimną wodą. Rozbawiło mnie to trochę, mimo wszystko nie dałem po sobie niczego poznać. Czekałem przez moment na jej reakcje, chciałem wiedzieć, kim są te dziewczynki, miałem nadzieję, że mi opowie. Ona znów jednak stała jakby nigdy nic i patrzyła na fotografię. Postanowiłem, więc zapytać. Spojrzałem na Lilith, a następnie na zdjęcie. Jak mogłem wcześniej nie zauważyć podobieństwa? To była ona, bynajmniej jedna z nich była dziewczyną stojącą w tej chwili przede mną. Kim w takim bądź razie była ta druga? To, że była jej lustrzanym odbiciem to oczywiste. Jednakże gdzie teraz była? Chciałem wiedzieć o jej siostrze jak najwięcej. Tylko, dlaczego? Może, dlatego, że były tak bardzo do siebie podobne. A więc po świecie chodziły dwie takie piękności? Jak to się stało, że na żadną nie wpadłem wcześniej? „Wrócisz, ale nie do swojego ciała. Będziesz duchem. Wyślę cię do innego miejsca na świecie, abyś nie cierpiał patrząc na to wszystko, co się teraz dzieje po twoim wypadku.” –W mojej głowie zadźwięczały słowa Olivera. Czyli nie byłem w Australii? W takim bądź razie gdzie? Musiałem to wiedzieć.
   -Gdzie jesteśmy?
   Wyrwałem ją z zamyślenia. Spojrzała na mnie załzawionymi oczyma. W jej brązowych tęczówkach widziałem ból.
   -Myślałam, że zapytasz raczej o zdjęcie.- Powiedziała przygnębiona. Nie tym, że nie zapytałem o zdjęcie, tu chodziło raczej o coś innego.- Jesteśmy w Londynie.
   No, mój anioł stróż nie próżnował, naprawdę wysłał mnie w inne miejsce na świecie. Czy ostatecznie musiał mnie wysłać aż tak daleko? Właśnie teraz zacząłem tęsknić za moim małym przytulnym mieszkaniem. Również w tym momencie zaczęło mi brakować nawet mojego szefa, który był okropny i, którego nie raz miałem ochotę zabić. Właśnie teraz za nim tęskniłem. Brakowało mi wygłupów z kumplami, mojej siostry, rodziców. Dopiero teraz zrozumiałem, co się stało. Żałowałem. I pomyśleć, że to wszystko przez moją głupotę i lenistwo. Mogłem zwolnić, co prawda spóźniłbym się do pracy i miałbym słuchane od szefa, ale bym żył… i nie poznałbym Lilith Thomson. Z moich ust wyrwało się głośne westchnienie. Nie wiem, co powinienem teraz czuć, wiem tylko, że wszystko stało się dla mnie w tym momencie nie ważne. Miałem ochotę usiąść i płakać, albo po prostu zniknąć. Chciałem być po prostu sam i móc to wszystko przemyśleć. Z rozmyślania wyrwał mnie aksamitny głos mojej towarzyszki.
   -To jest moja siostra. Ma na imię Danielle. Wiesz… ona jest w śpiączce. Lekarze mówią, że nie ma szans, aby się obudziła, ale ja nie potrafię przestać wierzyć. Ciągle siedzi we mnie ta głupia nadzieja.
   -Ważne, że wciąż ją masz, że wciąż wierzysz i nie odpuszczasz.- Próbowałem ją pocieszyć, dodać otuchy. Nie potrafiłem powiedzieć nic innego. Za bardzo byłem przygnębiony tym, co ja straciłem. Tak, wiem, byłem strasznie egoistyczny, ale nie potrafiłem myśleć o niczym innym jak o tym, co czują moi biscy. Ona też cierpiała. Patrząc na nią mogłem zobaczyć, co przeżywają, ci, którzy kogoś stracili. Ja byłem w odwrotnej sytuacji. To ja opuściłem ciało. Czyli moje ciało pozostawało w śpiączce? Nie mogło być inaczej. Przecież, gdybym umarł naprawdę, to by mnie pochowali i nie miałbym szans na powrót, a przecież o to właśnie walczył mój anioł.
   -To trochę dziwne dla mnie, że jej jeszcze nie widziałam. Minęło ponad pół roku, a ona się jeszcze nie pokazała. Była jedyną osobą, która mnie rozumiała. Tak bardzo mi jej brakuje.-Powiedziała rozpłatując się. Miałem ochotę wziąć ją w objęcia. Wiedziałem jednak, czym to się skończy, więc nawet nie próbowałem. Było mi jej szkoda. –Twoja rodzina pewnie też za tobą tęskni. To takie straszne, nie wiedzieć, gdzie znajduje się dusza twojej ukochanej osoby. To boli Calum. Tak okropnie cierpię. Co dzień zastanawiam się czy ją kiedyś znowu zobaczę, czy będę z nią mogła kiedyś jeszcze porozmawiać. Najbardziej zastanawia mnie to, dlaczego mi się nie pokazała.-Powiedziała wtulając się we mnie. Nie wiem… po prostu nie mam pojęcia, jak ona to zrobiła, ale nie przeleciała przeze mnie. Trzymała mnie. Mocno mnie przytulała. Podniosłem rękę i spróbowałem ją delikatnie pogłaskać po plecach. Na marne. Podniosła głowę, spojrzała mi w oczy poczym powiedziała- Musisz sobie wyobrazić, że twoja ręka jest rzeczywista. Wtedy będziesz mnie mógł dotknąć. –Tymi słowami odkryła przede mną nowe horyzonty, których dotychczas nie potrafiłem odgadnąć. A więc to tak mogłem coś dotknąć. Postanowiłem wypróbować swoje nowe możliwości. Skupiłem się najbardziej, jak potrafiłem i zacząłem myśleć o mojej ręce, jako rzeczywistej, prawdziwej. Poczułem dziwny dreszcz w kończynie. Spojrzałem na nią. Zaczęła nabierać wyraźnych kolorów. Niebyła już wyblakła. Uśmiechnąłem się pod nosem. I pogłaskałem dziewczynę po plecach. Ona natomiast ponownie wtuliła się w mój tors. Czułem ją. Była to najlepsza rzecz, jaka przytrafiła mi się, odkąd tu byłem. Chciałem ją dotknąć, a teraz mogłem ją dotknąć i w dodatku tulić do siebie. Chciałem, aby ten moment trwał wiecznie.

5 komentarzy: