16.11.2014

Rozdział 2



   Ten dzień rozpoczął się pięknym porankiem. Przeciągnąłem się na kanapie, na której spędziłem tę noc rozmyślając. Właściwie to pół nocy, ponieważ przez długi czas rozmawiałem jeszcze z Lili. Postanowiłem zrobić dziewczynie śniadanie, ponieważ spostrzegłem, że nie jest już tak wcześnie. Ten czas tak szybko dla mnie leciał. Wstałem i podążyłem w poszukiwaniu kuchni. Nie zajęło mi to dużo czasu, ponieważ mieszkanie nie było zbyt duże.
   Kuchnia była przestronna i ładnie urządzona. To znaczy, jak to w tym mieszkaniu, było dużo czerni, ale też akcenty bieli, chociaż te były skromne. Trudno było mi zrozumieć gust domowniczki. Widocznie lubiła mocne kontrasty, ale z tą czernią to trochę już przesadzała. Jednak to jej mieszkanie i nie mogłem z tym nic zrobić. Podszedłem do lodówki, na której wisiało mnóstwo karteczek. Nic specjalnego, większość z nich to tylko zadania do wykonania. Jedna jednak przykuła moją uwagę. Była duża, rozłożona i przypięta w czterech rogach na magnesy do lodówki. Przyjrzałem się jej uważniej. Ktoś naprawdę się napracował, aby ją napisać. Byłem pewien podziwu. Mi osobiście nigdy nie zdarzało się pisać tak długich i obszernych wypowiedzi. Pamiętam, jakby to było wczoraj, moje lekcje angielskiego, na które miałem przynieść jakieś wypracowanie. Nauczycielka mnie już nawet nie pytała, czy mam, po prostu wpisywała ocenę. Uśmiechnąłem się pod nosem. Fajnie było wspominać dawne czasy. Jednak, co jeśli z mojej przeszłości zostaną tylko wspomnienia i nie będę mógł już wrócić, aby kontynuować niezbyt ciekawe, ale jednak prawdziwe, życie Calum’a Hood’a? Dopiero teraz mogłem zrozumieć jak wielkim skarbem jest życie, które ja straciłem. Starałem się być silny. Tej nocy, gdy Lilith poszła spać, wiele myślałem o tym, co straciłem. Starałem się także szukać plusów. Nie było ich zbyt wiele. Tylko to, że mogłem zwiedzić inne zakątki świata, porozmyślać trochę o moim życiu i oczywiście poznać Lilith Thomson.
   Otrząsnąłem się z zadumy, tak szybko jak w nią popadłem. Podszedłem do kartki i zacząłem czytać staranne pismo.

   „Droga Lilith!
   Nie wiem, od czego zacząć. Może po prostu powiem to, co czuję. Kocham Cię! Nie miałem odwagi powiedzieć Ci tego w twarz. Wybacz. Nie zrobiłem tego, ponieważ wiedziałem jak to się skończy. Zacząłbym się jąkać i zapomniałbym, co powiedzieć. Tak na mnie działasz. Nie potrafię się skupić, gdy wiem, że jesteś gdzieś w pobliżu. Moje oczy wtedy błądzą po nieznajomych, szukając twojej twarzy, a gdy Cię znajdę, nie potrafię oderwać oczu od Twojej słodkiej buzi…”

   Nie mogłem dalej czytać. Nie potrafiłem. Czułem się, jakbym właśnie zobaczył dość intymną scenę z jej życia. Postanowiłem zrobić to, po co tu przyszedłem. Zamknąłem oczy i, tak jak powiedziała Lili, myślałem o moich rękach, jako prawdziwych. Poczułem mrowienie w kończynach. Wiedziałem, co się dzieje. Otworzyłem oczy i spojrzałem na moje ręce z zadowoleniem. Byłem naprawdę dumny z samego siebie. W końcu nie każdemu nowicjuszowi udaje się tak dużo drugiego dnia, chyba.
   Otworzyłem lodówkę i popatrzyłem na jej zawartość. Nie było dość dużego wyboru, ale ubogo też nie było. Postanowiłem przyrządzić naleśniki, zresztą nic innego w tym czasie nie przychodziło mi do głowy.  Wziąłem potrzebne składniki i zabrałem się do roboty. Wszystko szło mi w miarę szybko. Co prawda miałem czasami kłopoty, aby coś znaleźć, ale jakoś sobie z tym radziłem.
   Uwinąłem się z tym dość szybko i po około 20 minutach część naleśników była już gotowa. Spojrzałem na zegarek; była 10:33. Stwierdziłem, że już czas, aby obudzić Lilith. Wytarłem ręce w szmatkę i pognałem do jej pokoju.
   Delikatnie zapukałem, jednak nikt nie odpowiedział. Postanowiłem powtórzyć tę czynność raz jeszcze; znowu nic. Więc wszedłem. Po otworzeniu drzwi przywitała minie ciemność, a na moich rękach, które wciąż były rzeczywiste, pojawił się dreszcz z powodu chłodu bijącego z tego pokoju. Zamrugałem kilkakrotnie, aby moje oczy przystosowały się do ciemności panującej w tym pomieszczeniu. Gdy widziałem już, jako tako zarys mebli, podążyłem w stronę okna. Chciałem wpuścić trochę słońca do tego „grobowca”. Widocznie brunetka lubiła takie klimaty. Po moich dłoniach przeszedł kolejny dreszcz, gdy wyobraziłem sobie Lili na cmentarzu szukającą ekstremalnych doznań. Szybko wybiłem sobie tę myśl z głowy. Odsłoniłem okno, a do pokoju wpadły jeszcze ranne promienie słońca. Odwróciłem się i podszedłem do łóżka, na którym słodko spała drobna, blada brunetka. Usiadłem obok niej przez chwilę zachwycając się jej urokiem. Nie potrafiłem jej obudzić. Musiałbym być zwyrodnialcem. Jej słodka buzia spływała potem. Nie rozumiałem tego. Przecież w tym pokoju było zimno. Delikatnie, jakbym bał się, że ją uszkodzę, odgarnąłem przyklejony do jej policzka kosmyk włosów. Dziewczyna delikatnie się uśmiechnęła. W tym samym momencie na mojej twarzy zagościł również uśmiech. Ona miała w sobie coś takiego, co sprawiało, że nie mogłeś odwrócić od niej wzroku, chociaż bardzo się starałeś. To jak na mnie działała jest nie do opisania. Jeśli nie myślałem o mojej rodzinie i dawnym życiu, myślałem o niej. Nie rozumiałem czasami, dlaczego tak jest, jednak, gdy spoglądałem na nią, rozumiałem. Wystarczyło nawet spojrzenie na to zdjęcie w salonie.
   Spojrzałem na Lili i dopiero teraz zorientowałem się, że wciąż trzymam rękę na jej policzku i go głaszczę. Odsunąłem rękę jakby jej skóra paliła. Wstałem rozglądają się po pokoju w poszukiwaniu jakiś świadków. Nikogo nie było. Zresztą, kto by tu mógł być? To jej mieszkanie. Zamknięte na klucz. Byłoby niemożliwością wejście tu. Jednak ja tu byłem. Może szukałem takich jak ja? Czy ja szukałem duchów? Nie wiem. Nie mam pojęcia, czego tak naprawdę szukałem. Otrząsnąłem się jakby ktoś właśnie wylał na mnie wiadro zimnej wody. Ponownie podszedłem do jej łóżka, usiadłem i położyłem rękę na jej ramieniu. Nachyliłem się nad jej uchem i cicho zacząłem szeptać jej do ucha, że już pora śniadania i powinna wstawać. Po pewnym czasie dziewczyna otworzyła oczy i spojrzała na mnie ze zdziwieniem. Na jej twarzy pojawił się grymas, który ciężko było mi rozszyfrować.
   -Która godzina?- Zapytała zaspanym głosem Lilith.
   -Już pewnie koło jedenastej- odpowiedziałem zastanawiając się jak dużo czasu zajęło mi „przygotowanie się”, aby ją obudzić. Pewnie sporo. Jednak, gdyby nie wyglądała tak słodko podczas snu zrobiłbym to wcześniej. Znowu to robiłem. Znowu próbowałem zgonić winę na kogoś innego. Ta dziewczyna nie była niczemu winna. To nie ona wybrała sobie taki wygląd, takie życie. Też nie ona zadecydowała czy się z nią spotkam. W głębi duszy byłem wdzięczny Oliverowi za to, że właśnie tu trafiłem, że właśnie to ja spotkałem Lilith Thomson.
   Z namysłu wyrwał mnie delikatny głos mojej towarzyszki:
   -Cal, czy mógłbyś wyjść? Chciałabym się ubrać.
   Pokiwałem tylko twierdząco głową i ruszyłem w stronę drzwi. Szybko znalazłem się z powrotem w kuchni. Wyciągnąłem potrzebne sztućce, oczywiście tylko dla brunetki, ja nie byłem głodny, co bardzo mnie dziwiło. Gdy wszystko, co potrzebne znalazło się na stole, zwróciłem głowę w stronę, z której zaraz miała wyjść dziewczyna. Siedziałem na krześle i czekałem. Czekałem. Czekałem. W końcu wyłoniła się drobniutka dziewczyna ubrana w czarne: rajstopy, spodenki, oraz czarny, trochę za duży t-shirt z nadrukiem, który był tak mocno sprany, iż nie można go było rozszyfrować. Włosy zostawiła rozpuszczone. Oczy mocno podkreśliła czarną kredką i dużą ilością maskary. Ten strój i makijaż tylko uwypukliły jej bladą cerę. Nie zaćmiło to jednak jej urody. To było bardzo dziwne, ale w czarnym było jej cholernie do twarzy. Wstałem i gestem zaprosiłem ją do śniadania. Ona się uśmiechnęła ukazując szereg śnieżno białych zębów i powoli zaczęła podchodzić do stołu. Gdy była już przy meblu mocno wciągnęła powietrze do płuc, poczym wydała z siebie jęk rozkoszy. Zaśmiałem się lekko, widząc jej reakcje na śniadanie. Podsunąłem jej talerz pod nos, kiedy już usiadła. Od razu zaczęła zajadać się naleśnikami a’la Calum Hood. Przyglądałem się jej, podczas, gdy ona z zadowoleniem wcinała przyrządzone przeze mnie danie, o ile tak to można nazwać. Nie obchodziło mnie w tej chwili, że ona widzi jak na nią patrzę. Po prostu napawałem się jej widokiem. Była tak słodka, gdy ze smakiem jadła przyrządzone przeze mnie naleśniki. Cieszył mnie fakt, że jej smakowało. Dzięki niej zacząłem wierzyć w moje zdolności kulinarne. Z namysłu wyrwał mnie dźwięk telefonu. Zwróciłem głowę w tamtą stronę, dziewczyna zaprzestała konsumowania i pobiegła po telefon.
   -Jakiś obcy numer.- Powiedziała zdezorientowana, spoglądając na mnie.- Powinnam odebrać?
   -No, wiesz może to być coś ważnego. Ja bym odebrał.
   Dziewczyna skinęła głową w geście zgody i przesunęła palcem po ekranie. Przyłożyła niepewnie telefon do ucha i rzuciła krótkie „halo”. Z czasem rozmowa, a raczej monolog telefonującego, się rozwinął. Lilith przytakiwała. Wyglądało to dość dziwnie, ponieważ z każdą sekundą wyraz twarzy dziewczyny się zmieniał. Coraz bardziej smutniała. W końcu dziewczyna się rozłączyła. Opadła na krzesło, na którym wcześniej siedziała zajadając śniadanie, schowała twarz w ręce i zaczęła szlochać. Nie wiedziałem jak się zachować. Czy mogłem ją przytulić? Oznaczałoby to naruszenie jej strefy prywatnej. Jednakże naruszyłem ją już kilka razy w ciągu mojego krótkiego pobytu tutaj. Nie zastanawiałem się dłużej. Wstałem i podszedłem do dziewczyny. Podniosłem ją delikatnie usiadłem na krześle i posadziłem ją na swoich kolanach. Następnie mocno przytuliłem głaszcząc delikatnie po burzy czarnych loków. Nie chciałem, aby cierpiała, ale też nie chciałem wypuszczać jej z moich objęć. Marzyłem, żeby ta chwila trwała wiecznie, albo, chociaż kilka minut dłużej niż to było pisane. To niesamowite jak zdążyłem przywiązać się do tej dziewczyny przez tak krótki okres czasu. Nie znałem jej nawet całego dnia, a już wiedziałem, że mógłbym spędzić z nią wieki. Jednak głupim by było, gdybym już teraz stwierdził, iż coś do niej czuje. Przecież nie znałem jej prawdziwego ja. Nie wiedziałem na ile ją stać, kiedy chodziłoby o uczucia. Nie znałem jej charakteru, nie miałem pojęcia, czego się boi, co lubi, a czego nie cierpi. Tak wiele było jeszcze przede mną do odkrycia, tyle wspólnie spędzonych chwil na odkrywaniu siebie, a ja bałem się wypuścić tą dziewczynę z moich objęć. Trwaliśmy tak wtuleni w siebie dosyć długo. Nie obchodził mnie czas. W tym momencie ważna była ona, aby to jej było dobrze.
    Nagle poczułem… właściwie to nic nie poczułem. Ona zniknęła z moich objęć. Otworzyłem oczy i ujrzałem ją kroczącą przez kuchnie do szafki. Otworzyła ją i wyjęła z niej nóż. Przeraziłem się, kiedy ujrzałem wściekłość w jej oczach. Po co jej był nóż? Nie miałem pojęcia. Wstałem i ruszyłem za nią, gdy szła w stronę drzwi wyjściowych. Podbiegłem i ją chwyciłem. Nie wiedziałem, po co tam szła, ale wiedziałem, że nie pozwolę popełnić jej jakiegoś głupstwa, którego później będzie żałować. Wyrwałem narzędzie z jej ręki i położyłem na komodzie obok drzwi. Lilith natomiast podniosłem i zaniosłem do salonu na kanapę. Usiadłem obok niej, nadal ją trzymając, tym razem za ręce. Spojrzałem jej w oczy. Nadal była rozwścieczona. Wpatrywała się w jakiś przedmiot za moimi plecami. Nie odwracałem się; nie musiałem tego robić, aby wiedzieć, na co patrzy. Siedziałem plecami do szafki, na której stało zdjęcie bliźniaczek. Zrozumiałem, że chodziło o jej siostrę. Teraz tylko zostało mi się dowiedzieć, o co dokładnie chodziło?
   Zdecydowałem się dać dziewczynie jeszcze chwilę czasu na ochłonięcie. Siedzieliśmy przez chwilę w milczeniu. Gdy nagle jej oczy zwróciły się w moją stronę. Tym razem było w nich widać żal, smutek i strach. Przyciągnąłem ją do siebie. Oparłem jej głowę na swojej klatce piersiowej. Nie opierała się. Być może niemiała siły, a może po prostu tego właśnie teraz potrzebowała. Może po prostu stęskniła się za bliskością drugiego człowieka. Z tego, co mi mówiła wczoraj w nocy, wywnioskowałem, że od długiego czasu jest sama. Dwa lata temu straciła rodziców, a pół roku temu siostrę. Miała jeszcze brata, ale kilka lat temu po skończeniu osiemnastu lat wyjechał i ślad po nim zaginął. Reszty rodziny nie znała, ponieważ mieszkali w Ameryce. Ona tez była amerykanką, jednak jej rodzice postanowili przyjechać tu, gdy ona i jej siostra były jeszcze malutkie. Nie wiedziała, dlaczego zdecydowali się na taki krok, i już się nie dowie.
   W końcu postanowiłem rozpocząć rozmowę. Nie miałem pojęcia, od czego zacząć; chciałem wiedzieć wszystko. Nie umiałem nawet sformułować porządnego pytania. Zajęło mi to chwile zanim uporządkowałem swoje myśli. Postanowiłem zacząć od początku.
   -Kto dzwonił?- Zapytałem niepewnym głosem. Dziewczyna lekko podniosła głowę i spojrzała mi smutno w oczy. Chwilę nad czymś myślała poczym odpowiedziała.
   -To był lekarz mojej siostry. – Powiedziała, a łzy spłynęły po jej policzkach. Wytarłem je delikatnie kciukiem.

1 komentarz:

  1. Kurde no świetnie :) Wisze ,że to miłość od pierwszego wejrzenia:D
    @KateMartyna

    OdpowiedzUsuń