30.06.2015

Rozdział 11



*Lilith Pov*

   Obudziłam się w białym pokoju. Jasne ściany w połączeniu ze słońcem wpadającym przez okno drażniły moje oczy. Osłoniłam je zdrętwiałą ręką. Niestety kończyna nie była wystarczająco silna i po chwili opadła. Ze względu na podłączoną do mojego ciała aparaturę nie mogłam skierować się plecami do okna. Zamknęłam, więc oczy. Nie musiałam czekać długo, aby obraz chłopaka ze snu znów pojawił się pod powiekami. Do teraz czułam dreszcz, który mnie przeszywał z każdym jego dotykiem. Czyżbym w końcu odnalazła bratnią duszę? A co jeżeli to był tylko zwykły sen? Moja siostra i Jasmin może i są wredne, ale jestem pewna, że nigdy by nie zrobiły czegoś takiego. Zwłaszcza tak uroczemu chłopakowi, jakim był Calum. To musiały być tylko moje wyobrażenia. Byłam tego pewna. Jednak moje serce mówiło, co innego. Miałam zaufać rozsądkowi, czy postawić wszystkie karty na serce? Byłam w rozsypce.
   Skierowałam głowę w stronę przeciwną do okna. Powoli zaczęłam otwierać oczy. Po kilku minutach przyzwyczajania oczu do jaskrawej bieli na ścianach pomieszczenia, mogłam już normalnie rozglądnąć się po pokoju. Od wczoraj nic się tu nie zmieniło. Ściany bez jakiejkolwiek skazy, jakby niedawno były malowane. Żadnych obrazów. Brak zasłon, przez co promienie słoneczne bezkarnie wpadały do niewielkiego pomieszczenia, w którym znajdowałam się ja i jakiś chłopak. Nie znałam jego imienia. Wiedziałam o nim tylko to, co widziałam. A mianowicie to, iż miał dłuższe brązowe włosy, kolczyk w lewej brwi i o ile dobrze spostrzegłam był w miarę wysoki. To tyle.
   Odwróciłam wzrok od współlokatora i zaczęłam się bacznie przyglądać sufitowi. Wpatrywałam się w niego, jakby miał się zaraz na mnie osunąć i przygnieść. Ciężko westchnęłam. Wszystko po moim przebudzeniu było takie dziwne, inne. Może nie powinnam była się budzić. Ha! Jakby to ode mnie zależało. Ponad pół roku w śpiączce. I na co mi to przyszło? Przez kolejne kilka lat miałam się poddawać rehabilitacji, aby móc chodzić. Gdybym tylko pamiętała tamten dzień i wiedziała, kto mi to zrobił… No właśnie. Co bym uczyniła? Zemściła się? To byłoby takie upokarzające.
   Jedyne, co potrzebowałam w tamtej chwili to uścisk mojej siostry. Kochałam ją, a ona kochała mnie. Przez ten okres czasu, który spędziłam w szpitalu musiała się strasznie o mnie martwić. Pewnie strasznie cierpiała. Chciałam jej wynagrodzić ten ból, jednak nie wiedziałam jak. Nawet nie miałam możliwości. Z moim kalectwem?
   Łzy zaczęły spływać po moich bladych i zimnych policzkach, które pod wpływem ciepła łez zaczęły piec. Pielęgniarki mówiły, że powinnam się cieszyć, iż mam możliwość do minimalnego powrotu do dawnego stanu. Ale, z czego tu się cieszyć? Z kalectwa? Może i inni nie mają możliwości, aby chociaż chodzić, jednak nie pocieszało mnie to. Ja- zawsze uśmiechnięta, czerpiąca życie garściami, rozwiązujące wszystkie, nawet te najtrudniejsze problemy, właśnie w tym momencie zaczęłam się poddawać. Jedyne, gdzie byłam szczęśliwa to Kraina Snów. Tam mogłam wszystko. Biegać, skakać. Nie musiałam przejmować się niczym. W dodatku poznałam GO. Chłopaka, przy którym nie myślę zupełnie o niczym innym, jak tylko o nim. Dodać do tego dreszcz, który odczuwają bratnie dusze. To było dziwne. Nie znałam go, ale naprawdę polubiłam. Muszę więcej poczytać o bratnich duszach.
   Do pokoju wparowała uśmiechnięta pielęgniarka. Szybko otarłam łzy i odwzajemniłam jej uśmiech. Podeszła do tych wszystkich urządzeń, które stały koło mojego łóżka i bacznie im się przyglądała kiwając przy tym głową.
   -No, widzę panno Thomson, że dzisiaj już odłączymy większość z tych urządzeń.- Spojrzała na mnie.
   -Bardzo mnie to cieszy.- Powiedziałam szczerze.- Czy mogłabym zatelefonować?
   -Och, panno Thomson, czy mam rozumieć, że chce panna wstać z łóżka? Nie wolno panience. Jest panienka za słaba na takie wybryki, że tak powiem.
   -Mogła by pani nie mówić do mnie panienko? Patrząc na panią mogę stwierdzić, że nie ma wielkiej różnicy wieku między nami. Jestem Lilith.- Wyciągnęłam prawą rękę przed siebie.  Kobieta przez chwilę na nią patrzyła, po czym uścisnęła.
   -A ja jestem Martie. Miło cię poznać Lilith. A teraz pozwól, że pójdę po lekarza, aby jak najszybciej cię oswobodził z tych kabli.- Powiedziała machając ręką na aparaturę.
   Martie ze śmiechem opuściła pokój. Zazdrościłam jej tej energii. Dobrze pamiętam, iż ja też kiedyś taka byłam, tuż przed wypadkiem. Nie chciałam tego zmieniać. A co jeżeli to było moje przeznaczenie? Jednak, na co miało mi się to zdać? Może miałam sobie coś uświadomić? Pozostało tylko spekulować.
   Chwilę po wyjściu pielęgniarki, do pokoju wszedł lekarz. Miał na sobie charakterystyczny biały fartuch. Wnioskując po ilości zmarszczek na jego twarzy i widocznych cieniach pod oczami, był on człowiekiem dobrze po pięćdziesiątce wiernie oddanym pracy. Pewnie kochał swój zawód. To zapewne wspaniałe uczucie wiedzieć, że uratowało się czyjeś życie i to pewnie wiele razy.
   Podszedł do aparatury znajdującej się po prawej stronie mojego łóżka. Z początku tylko się przyglądał, jednak po chwili już zaczął odłączać kable. Nie zajęło mu to dużo czasu. Kilka minut i byłam wolna. Zadziwiające jednak było to, iż mężczyzna nie odezwał się do mnie. Nie powiedział nawet jednego słowa. Nawet głupiego „dzień dobry”. Poczułam się, jak jakiś podgatunek człowieka, którego należy omijać szerokim łukiem. To było przykre. Cierpliwie poczekałam, aż lekarz opuści pomieszczenie. Nie nawiązywałam z nim jakiegokolwiek kontaktu, bo nie widziałam w tym sensu. Mężczyzna nie był chętny do jakichkolwiek rozmów, a ja nie chciałam go zmuszać. Po za tym już przyzwyczaiłam się do ciszy wokół mnie i do tego, że nikt ze mną nie rozmawia. Z jednej strony było to dobre, ponieważ mogłam sobie poukładać w głowie to wszystko, co się działo w moim życiu. Jednak z drugiej strony, strasznie mi to przeszkadzało. Należałam, bowiem do osób wygadanych, lubiących kontakt z innymi.
   Z zamyślenia wyrwały mnie szelesty dochodzące ze strony mojego towarzysza. Automatycznie odwróciłam głowę w prawo. Chłopak najwidoczniej się budził. Nie do końca wiedziałam, jak powinnam się w tej sytuacji zachować. Pewnie będzie zdezorientowany, będzie chciał jakichkolwiek wyjaśnień, a ja mogę mu jedynie powiedzieć tyle, że jest w szpitalu.
   Lekko wystraszona zamknęłam oczy. Postanowiłam udawać, że śpię. Tak wiem, że postąpiłam, jak tchórz, jednak nie miałam pojęcia, jak powinnam była się zachować. Pozostało mi tylko przysłuchiwać się i spekulować, co robi mój współlokator. To było dziwne doznanie. Nigdy wcześniej nikogo nie „ podsłuchiwałam”. No, ale jak to mówią: „kiedyś musi być ten pierwszy raz”. Ten mój „pierwszy raz” był właśnie w tym momencie.
   Szelest był coraz głośniejszy, aż w końcu ucichł. Byłam strasznie ciekawa, co się stało. Może on po prostu przewracał się z boku na bok? Mimowolnie otworzyłam oczy. Szatyn miał otworzone oczy i wpatrywał się w sufit. Jego mina mówiła sama za siebie. Nie wiedział gdzie jest. Tak, jak się tego spodziewałam. Postanowiłam już nie tchórzyć i z nim porozmawiać. W końcu nie mogłam w nieskończoność uciekać od rozmowy. Już nawet nie chodziło o to, że nie wiedziałam jak mu wytłumaczyć skąd i dlaczego się tu znalazł, ale o to, że teraz, gdy już nie spał nie wyglądał na takiego przyjaznego. W tamtym momencie przestawało mi być go żal, a zaczynałam być przerażona jego towarzystwem.
   Coś załaskotało mnie w nosie i kichnęłam. Chłopak od razu na mnie spojrzał. Jego wzrok był przenikliwy i przytłaczający. Miał niesamowicie jasne tęczówki, co nadawało jego spojrzeniu czegoś dość dziwnego.
   -Na zdrowie- Powiedział, a na jego twarzy wymalował się lekki uśmiech.
   Byłam trochę zdezorientowana. Nie tak wyobrażałam sobie, że zareaguje.
   -Dzięki, przyda się.
  Chłopak bacznie mi się przyglądał. Starałam się to ignorować, choć nie było to łatwe. Zaczynałam się zastanawiać, czy coś nie tak ze mną. Szatyn zdecydowanie należał do rodzaju ludzi dość specyficznych.
   -Masz dziwną aurę.
   Zatkało mnie. Jak on to?!


--------------------------------------------------------------------
Przepraszam!!!
Już się tłumaczę, dlaczego przez tak długi okres czasu nic nie dodawałam. A więc:
Po pierwsze nie miałam internetu L nie wiem nawet, dlaczego tak się stało L(( jakieś problemy w sieci pewnie czy coś…
Po drugie szkoła… Zapewne znacie ten ból L( Ehh… liceum to już nie przelewki… musiałam się przyłożyć trochę do nauki
Jeszcze raz was przepraszam i postanawiam poprawę!!! Przyrzekam!!!
Postanowiłam, że co tydzień (jak się uda) będę dodawać rozdział do ff. Dzisiaj dodaję tu rozdział, ale za tydzień będzie rozdział (nie)przyjaciela, za dwa tygodnie będzie rozdział do They’re My Reason To Be, a za trzy do My Dear (moje kolejne ff jakby ktoś nie wiedział). Pasuje wam takie rozwiązanie??? Napiszcie również, co sądzicie o tym rozdziale :D

24.01.2015

Rozdział 10

   Siedzieliśmy naprzeciwko siebie. Huśtawka kołysała nas lekko raz w jedną, raz w druga stronę. Było to tak monotonne, że byłem wstanie usnąć, gdyby nie obecność brunetki. Delikatny, chłodny wiaterek rozwiewał włosy Lilith tak, że ta musiała je co chwilę zgarniać z twarzy. Jednak to nie psuło jej dobrego humoru. Uśmiech z jej twarzy nie znikał ani na sekundę. Patrzyliśmy sobie w oczy, jak zahipnotyzowani. Czas dla nas nie miał znaczenia, jakby w ogóle nie istniał. Mogę nawet powiedzieć, że byliśmy poza nim. Te chwile były dla mnie niczym narkotyk dla narkomana. Wprowadzały mnie w stan duchowego upojenia. Byłem szczęśliwy i to nie ze względu, że byłem z Lilith, ale ze względu, iż byłem odłączony od tego świata, na którym panowało piekło; ja tak to odbierałem. Te wszystkie zmartwienia związane z wypadkiem, rodziną, znajomymi, a ostatnio to głównie z Danielle i Jasmin; one jakby nie istniały, byłem gdzieś poza tym wszystkim, co mnie przytłaczało. Nie wadziło mi to, wręcz przeciwnie. Te wszystkie wcześniejsze zdarzenia nie miały dla mnie znaczenia; nie, gdy byłem z brunetką. Ona zapełniała tą pustkę, minimalizowała ból, który gdzieś tam w środku we mnie tkwił, umilała czas.
   To wtedy właśnie przyszło mi pojąć, dlaczego Danielle była zazdrosna o swoją siostrę bliźniaczkę. Bo może i wyglądały tak samo, ale miały zupełnie różne charaktery. Gdyby postawić koło siebie siostry, nie byłoby widać różnicy, jednak, gdy poznawałeś je lepiej, to Dan wychodziła na tą gorszą, złą, natomiast Lilith... hmmm... ona była postrzega jako miła, pogodna. Dziewczyny były, jak woda i ogień, światło i cień. Ich sposób bycia był odmienny. Ciężko było mi stwierdzić, która według mnie była lepsza. Jednak to nie tak powinniśmy oceniać ludzi, nie tak powinniśmy ich grupować. Każdy jest inny, a my powinniśmy się z tym pogodzić. Przecież, gdyby nie ta rozmaitość, świat i nasze życie... to wszystko byłoby nudne. Tak więc powinniśmy być wdzięczni ludziom za to, że weszli do naszego życia i coś do niego wnieśli, że je odmienili.
   Moja dłoń przez przypadek musnęła nogę mojej towarzyszki. Przeszedł mnie dziwny dreszcz, coś na kształt prądu. Przebiegł on całe moje ciało, niosąc ze sobą coś naprawdę przyjemnego. Lilith najwidoczniej też to poczuła. Rozpoznałem to po tym, iż zadrżała, a następnie uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
   To były naprawdę mile spędzone chwile. Jednak nie wszystko może trwać wiecznie i nie wszystko koczy się tak, jakbyśmy chcieli. Ten moment musiał się kiedyś skończyć, szkoda tylko, że wybrał tak nieodpowiednią chwilę. Byłem spragniony jej widoku i nieważny był dla mnie fakt, iż była tuż koło mnie, ja chciałem więcej i więcej. To zdecydowanie było dla mnie za mało. Ta chwila mogłaby trwać nawet i przez wieki, a ja i tak nie byłbym nasycony. Jestem pewien, że to nie chodziło tylko o to, że była ładna. W grę wchodziło coś więcej niż uroda, ale skąd ja to mogłem wtedy wiedzieć.
Młody, głupi i niedoświadczony duch - taki właśnie byłem. Nie miałem pojęcia o świecie, który mnie wtedy otaczał. Wszystko było nowe, takie świeże. Chciałem się wszystkiego nauczyć; czułem, że ja muszę to zrobić. Pragnąłem to zrobić dla siebie; chciałem udowodnić samemu sobie, że może i od pewnego czasu wszystko się sypie, że może i się zmieniłem, ale że mimo to potrafię walczyć i to zrobię.
   Sam bym przez to nie przebrnął. Potrzebowałem kogoś, kto mnie nakieruje. Jedyną osobą, która mogła to zrobić była Lilith. Ona jako jedyna była w moim towarzystwie, również tylko ona, jak na razie, mnie nie zawiodła. Byłem na nią skazany, a ona była skazana na mnie. No cóż, może to nie był przypadek. Może to było gdzieś zapisane. Och, jak zawsze moja głupota musi się odezwać. Gdzie by to miało być zapisane? Choć, jak na to spojrzeć, to po tym, co się już wydarzyło, wszystko było możliwe. Może każdy z nas ma taką książkę, którą sam pisze swoimi codziennymi czynami? A może nasza historia jest już z góry zapisana? Dziwnym jest sądzić, że nasze życie jest już z góry przesądzone. Skoro anioły, demony no i te nieszczęsne duchy istnieją, to dlaczego nie może istnieć ktoś, kto jest swego rodzaju pisarzem i zapisuje nasze życie na starych pergaminach? W moim przekonaniu wszystko jest możliwe. Po tym co przeżyłem mogę już we wszystko uwierzyć.
    Patrzyłem jak Lilith powoli usypia. To było zjawiskowe, ale też doprowadzało mnie do ataku paniki, który próbowałem opanować; nie mogłem pojąć co się działo. Jeszcze przed chwilą dziewczyna była uśmiechnięta, patrzyła w moje oczy, a teraz odpływała. Tylko dokąd ? Przecież była już w Krainie Snów. Gdzie tym razem zmierzała?
   Brunetka zbliżyła się do mnie, po czym wtuliła w moje ramie. Nie protestowałem. Jednak temu dotykowi ponownie towarzyszył ten dreszcz. Wzdrygnąłem się. O co z tym chodziło? Co niby miał symbolizować ten dreszcz? Jednak nie tym teraz powinienem się zajmować. Dziewczyna dosłownie padała na moich rękach. Byłem zdruzgotany.
   Po chwili dziewczyny nie było już ze mną. Zostało tylko jej ciało, które dziwie powyginane spoczywało w znacznej części na moich kolanach. Postanowiłem ułożyć je w bardziej naturalny sposób. Nie było to łatwe, ponieważ ciało Lilith było dość ciężkie, a ona sama w sobie była dość oporna. Czułem się jakbym podnosił rzeźbę. Było to dziwne doświadczenie. Jednak mogłem się przekonać ile jestem w stanie unieść.
   Wyobraziłem sobie łóżko, które w chwilę później zmaterializowało się  przede mną. Położyłem na nim brunetkę. Dopiero teraz miałem chwilę, aby się przyjrzeć.
   Jak wcześniej sądziłem, łóżko okazało się być wielkim łożem z baldachimem. Było ono w większości śnieżno białe. Lilith zdawała się tonąć w tej bieli. Mógłbym ją porównać do czarnej plamy na nowym białym, dywanie, jednak jest to niegrzeczne stwierdzenie.
   Czułem się nieswojo stojąc tak obok i bezkarnie się przyglądając. Czułem się, jakbym naruszał jej przestrzeń osobistą. Sam bym również nie chciał, aby ktoś obserwował mnie podczas snu. Bynajmniej miałem taką nadzieję, że śpi. Nie pozwalałem, aby myśl o tym, iż ona wcale nie śpi, dotarła do mojego mózgu. Nie potrafiłbym wtedy funkcjonować normalnie. Ta informacja była mi niezbędna do jako takiej normalności. Musiałem wiedzieć, że się obudzi; chciałem ponownie oglądać z nią zachody słońca.
   Usiadłem koło niej. Mój wzrok był jednak skierowany tak, aby na nią nie patrzyć. Było ciężko, jednakże walczyłem. Nie robiłem tego, aby później nie mieć wyrzutów sumienia. Robiłem to dla niej. Chciałem, aby nikt jej nie przeszkadzał. Byłem wtedy kimś, na kształt ochroniarza. Nie przeszkadzało mi to, odpowiadać też nie odpowiadało. Czułem obojętność do mojego zachowania.
   Przyglądałem się, jak  słońce zachodzi. Wiedziałem jednak, że tym razem nie wzejdzie tak szybko jak to miało miejsce, gdy siedziałem z Lilith na huśtawce. Moja podświadomość mówiła mi, że może to być ostatni zachód jaki tu mogłem zobaczyć. Po głowie krążyły mi też myśli, że już nigdy się stąd nie wydostane i nie wrócę do normalnego cielesnego życia. To było jednak możliwe. Przecież tylko Jasmin mogła mnie stąd wyciągnąć, a byłem pewny, iż z powodu przyjaźnie z Danielle nie zechce tego zrobić. Było zakazanym mi tu przebywać. Co jeśli ktoś się dowie? Nie chciałbym mieć nie przyjemności tylko dlatego, że Dan i Jas ze sobą spiskują. Tylko dlaczego akurat ja musiałem stać się ich ofiarą? Może po prostu pojawiłem się w nieodpowiedniej chwili? I nieodpowiednim miejscu. Te dziewczyny umyślnie wpływały na moją psychikę. Czyżby chciały mnie wykończyć? Teraz byłem gotowy na najgorszą prawdę. Tyle się już stało. Nikt mi nie pomagał. Oliver zjawiał się tylko wtedy kiedy go wołałem. Nie na miejscu wydawało mi się wołać go za każdym razem kiedy mam problem. Gdybym tak robił, chłopak nie odstępowałby mnie na krok.
   Czy ja byłem dzieckiem nieszczęść? Na to wychodziło. A może byłem po prostu głupi? To stwierdzenie chyba najbardziej odzwierciedla moją osobę. Och, tak. Byłem głupcem. Dałem się omotać dwóm dziewczyną, które najzwyczajniej w świecie się mną bawiły. Sprawiało im to przyjemność.
   Nie rozumiałem takiej polityki ludzkiego rozumu. Świat był dziwny dla mnie. Ludzie byli dziwni. Nic już nie było takie jak wcześniej. Bardzo mi tego brakowało. Chciałem przytulić moją siostrę, powiedzieć jej, jak bardzo jest mi przykro z powodu ostatniej kłótni. Bardziej chyba było mi głupio. Zachowałem się jak nastolatek próbujący udawać dorosłego. Pokłóciliśmy się o to, iż traktuje mnie jak gówniarza. Teraz wiem, że miała rację. Właśnie tak się zachowywałem, ale obiecałem sobie, ze po powrocie do domu wszystko się zmieni. Przede wszystkim ja się zmienię. Zrobię co tylko będzie trzeba, aby im pomóc. Stanę  się przykładnym bratem, synem i kumplem. Jednak, czy wtedy będę sobą? Nie wiem, ale jeśli im miałoby być  łatwiej, to byłem w stanie na poświęcenia.
   Zerwałem kwiat, który przed chwilą wyrósł tuż przede mną. Podniosłem go bliżej twarzy, aby móc się przyjrzeć. Pąk był podobny do róży, jednak od tradycyjnego kwiatu różnił go kolor. Ten, który trzymałem bowiem w ręce był czarny, a szczerze powiem nigdy się nie spotkałem z takim kolorem u kwiatu, który jest symbolem miłości. Spojrzałem na łodyżkę. Była zupełnie pozbawiona kolców i przypominała łodygę maku z liśćmi tulipana. Ten kwiat wyglądał naprawdę dziwnie. Przejechałem delikatnie palcem po pąku kwiatu. Był ślizgi, jakby pokryty jakąś mazią. Przyłożyłem do nosa roślinę. Skrzywiłem się, gdy poczułem jej zapach. Pachniała zgnilizną. Byłem oszołomiony.



--------------------------------
No i jest.
Pisany trochę na szybko, więc mogą pojawić się błędy, za które przepraszam.
Przypominam, bądź dopiero mówię, że jeżeli chcecie być informowani o kolejnych rozdziałach to piszcie do mnie na tt: @LenaFrom5SOS
Kolejny rozdział mam nadzieję pojawi się w przyszłym tygodniu, choć nie obiecuje, ponieważ mam też szkołę i mnóstwo sprawdzianów.
Tak też do następnego i liczę na wasze komentarze xx



15.01.2015

Rozdział 9



   Siedziałem obok Lilith patrząc, jak ta bawi się kosmykami swoich włosów. Za każdym razem, gdy na mnie zerkała odwracałem wzrok, jakbym w ogóle na nią nie patrzył. Ona tylko się śmiała. Muszę przyznać, że jej śmiech był naprawdę przyjazny dla ucha i tylko on zagłuszał tą straszną ciszę, która zapadła. Męczyło mnie to. Ta cisza była tak męcząca. Musiałem ją przerwać.
   -Skoro to jest Kraina Snów i ty teraz śpisz, to oznacza, że kiedyś się obudzisz prawda?
   Dziewczyna spojrzała na mnie ze zdziwieniem malującym się na jej ślicznej twarzy. Patrzyła tak na mnie przez moment, po czym wypaliła.
   -Spostrzegawczy jesteś.- Zaśmiała się.- Tak obudzę się. I poprzedzam twoje kolejne pytanie: nie, nie wiem, kiedy to nadejdzie.  
   Spojrzałem na nią. Na ten jej słodki uśmiech. Był taki rozbrajający. Pewnie gdyby nie on, już dawno odpysknąłbym dziewczynie. Jednak nie mogłem. Coś mnie blokowało. Doprowadzała mnie do szału ta moja słabość. Miałem tego dość. Czy to była jakaś kara za moją głupotę? Bo jeśli tak, to mogli mnie odesłać z powrotem do mojego ciała, do szpitala. Wolałem cierpieć fizycznie, niż czuć się tak rozdarty wewnętrznie. To bolało kilka razy mocniej. Czułem się z tym tak potwornie słaby. Zmieniałem się. To było pewne. Jednak czy moja przemiana zmierzała w dobrym kierunku? Tego mogłem się tylko domyślać i tkwić w głupiej nadziei, że właśnie tak jest. Pragnąłem być kimś lepszym. Pokazać rodzinie i znajomym, że potrafię, że nie do końca to zawsze ja gram tą nieszczęsną role złego. Chciałem z dumą zaprezentować nowego Calum’a, w tamtym momencie jednak dopadły mnie wątpliwości, czy rzeczywiście będzie mi dane takowym być. Miałem dość bycia ochrzanianym za byleco.
   Czymże by było życie gdyby było rutyną? Co dzień to samo. Może to właśnie miała być moja odskocznia od tego nudnego życia, które toczyłem. Być może miało mnie to skłonić do jakichkolwiek refleksji dotyczących mojego życia. Czy dobrze postępowałem? Czy byłem wystarczająco dobrym człowiekiem? Nie mam pojęcia. Wiem tylko tyle, że jako duch byłem niesamowicie naiwny i głupi. Zbyt szybko poddawałem się urokowi dziewczyn, które jak się okazało wykorzystywały mnie, jako zabawkę. Jak nic nieznaczącą zabawkę. A ja miałem uczucia. Ja czułem. Cierpiałem. Może to miało mi pokazać, że niekoniecznie powinno się ufać słodko i niewinnie wyglądającej dziewczynie. Jednak nie potrafiłem postąpić inaczej. Za bardzo byłem oczarowany jej urokiem. Miała coś w sobie. Coś, co mnie w niezwykły sposób przyciągało. To ona pokazała mi jedną z, prawdopodobnie, wielu umiejętności, jakie posiadałem. To ona była ze mną, gdy tego potrzebowałem. Wspierała mnie. Być może była po prostu idealną aktorką. Naprawdę było to dla mnie trudne do zrozumienia. Przerastało mnie to w tamtej chwili.
   Zaś pojawiła się ognisto włosa. Przyprowadziła ze sobą świeży podmuch wiatru. Pokazała mi czułość, którą również darzyła mnie Danielle. Jednak tym razem było to coś innego. Coś, co byłem przekonany, że nie otrzymam od brunetki. Jasmin była inna. I nie chodzi mi o to, że była demonem. Różniła się od Danielle, od jakiejkolwiek dziewczyny, którą kiedykolwiek w swoim życiu spotkałem. Obie okazały się wybornymi aktorkami. Nie rozumiałem tylko, dlaczego jeszcze nie zrobiły kariery w tej branży.
   Jednak dopiero w tym pustym białym pomieszczeniu, przyszło mi zrozumieć moje błędy. Tam dopiero zrozumiałem, że błędnie oceniłem dziewczyny. Nie były wcale takie wspaniałe, jak zdawały się być na początku. Przez ten niespełna tydzień przeżyłem więcej niż przez całe moje życie. Przez te kilka dni zrozumiałem więcej niż sądziłem, że potrafię. To właśnie ten dość krótki okres czasu zmusił mnie do zastanowienia się nad swoim życiem. Coraz bardziej zaczynałem pojmować, że życie nie powinno nam przemijać tak szybko. Czasem powinniśmy się zatrzymać i zapytać samych siebie, czy dobrze postępujemy, czy nasze życie jest wartościowe, czy my jesteśmy wartościowi? I właśnie to był mój postój. Może i był dość specyficzny, ale jednak był mój i pozwolił mi przemyśleć pewne sprawy. To właśnie wtedy miałem czas na zastanowienie się nad całym tym chaosem, który panował w moim życiu, w Australii. Mogłem zadać sobie te wszystkie pytania.
   Jednak moją uwagę odwróciła Lilith. Dziewczyna wstała. Czyżby chciała mnie zostawić dokładnie w taki sam sposób jak zrobiła to Jasmin? Nie mogłem na to pozwolić. Była moją jedyną nadzieją. Czułem, że to właśnie ona może mi pomóc. Jednakże, czy wciąż powinienem kierować się uczuciami skoro już nie raz mnie zawiodły i to przez tak krótki okres czasu? Wiele wątpliwości przepełniało mój mózg. Mnóstwo pytań pozostawionych bez odpowiedzi.
   Podszedłem do dziewczyny i chwyciłem ją za nadgarstek. Spojrzała na mnie z niezrozumieniem. Przez chwile patrzyliśmy sobie w oczy.
   -Calum, puścisz mnie w końcu?- Zapytała lekko podirytowana.
   -Nie.-Powiedziałem poważnie.- Nie chcę, abyś mnie tu zostawiła samego.
   Dziewczyna uśmiechnęła się. Prawdopodobnie chciała dodać mi otuchy. Delikatnie swoją drobną ręką zdjęła moją zaciśniętą dłoń i splotła ze mną palce.
   -Nie zostawiam cię.- Zrobiła krótką pauzę.- Bynajmniej nie teraz. Musisz wiedzieć jednak, że jeśli będę się budzić to w pewien sposób zniknę.-Spojrzała mi w oczy. Widziałem, że mówi szczerze.- Nie martw się, wrócę. A teraz chodź.
   -Gdzie?
   -Gdziekolwiek. Moje nogi potrzebują spaceru. Nie usiedzę tu dłużej.
   Pociągnęła mnie za sobą. Byłem zadziwiony tym, że wciąż mamy splecione palce. Nie puściła mnie. Wręcz przeciwnie. Chwyciła mnie mocniej, pewniej. Szliśmy w milczeniu. Ona dumnie kroczyła przed siebie, jakby była na wybiegu. Ja szedłem trochę z tyłu, delektując się dotykiem jej delikatnych dłoni. Nie trwało to jednak długo. Jako mężczyzna wykorzystałem okazję, iż idę trochę za nią i spojrzałem trochę niżej. Teraz patrzyłem na jej tyłek. Do teraz nie wiem, co mnie podkusiło. Nigdy dotąd tego nie robiłem. Czułem się jakby to była świętość. Coś, na co nie powinniśmy patrzyć. Wtedy jednak to zrobiłem. I przekląłem się w myślach za to, że nie robiłem tego wcześniej. Widok był oszałamiający. Jej pełne pośladki poruszały się delikatnie w lewo, aby zaś znowu wrócić na prawą stronę. Czyżby odzywał się mój wewnętrzny pogromca kobiet? Czas najwyższy. Ciekaw byłem gdzie się skrywał przez tak długi czas.
   Westchnąłem i odwróciłem wzrok od tyłka Lilith. Miałem małe wyrzuty sumienia. Jednak szybko je zbyłem. Nie miałem na to czasu. Nie chciałem teraz się z tym męczyć. Wolałem delektować się chwilą. A chwila była piękna. Brakowało tylko czegoś.
   -Lilith mogłabyś zrobić coś z otoczeniem? No wiesz, aby było przyjemniej.
   Dziewczyna nic nie odpowiedziała tylko lekko się zaśmiała, a świat wokół nas zaczął się zmieniać. Z nicości zaczęły wyrastać rośliny. Różnego rodzaju kwiaty i drzewa. Pola, łąki i różne stawy zaczęły tworzyć niezmierzone i nikomu nieznane horyzonty. Było pięknie. Aż za pięknie. Byliśmy w swego rodzaju raju. Przemierzaliśmy nieznane w zupełnej ciszy. Sądzę jednak, że te widoki i nasze splecione ręce rekompensowały wszystko. Gdy na to patrzyłem nie potrafiłem się nie uśmiechać. Te wszystkie otaczające nas rośliny miały w sobie coś, co uszczęśliwiało. Spojrzałem na moją towarzyszkę. Ona również się uśmiechała.
   Szliśmy jeszcze przez chwilę, aż po naszej lewej stronie znalazła się huśtawka. Usiedliśmy na nią. Siedzieliśmy zwróceni do siebie twarzami. Nasze kolana, co jakiś czas się stykały, co powodowało u mnie niewyjaśniony dreszcz. Spojrzałem na dziewczynę. Zdawało mi się, że ona czuje to samo, co ja. Patrzyłem na nią. Tym razem nie odwracałem wzroku, gdy spoglądała. W końcu nasze spojrzenia się spotkały. W tym samym czasie z dnia zrobił się wieczór, co odwróciło moja uwagę i spowodowało, iż moje spojrzenie nie było już utkwione głęboko w tęczówkach brunetki. Rozglądałem się nie dowierzając i nie rozumiejąc, co się właśnie stało. Brunetka jednak pospieszyła z wyjaśnieniami widząc moje zdezorientowanie.
   -To ja. Nie stresuj się niepotrzebnie.- Zrobiła krótką przerwę. Jej oczy wciąż były utkwione w mojej twarzy. Teraz i ja spojrzałem na nią.- Wiesz zawsze chciałam obejrzeć zachód słońca. Teraz mogę to zrobić razem z tobą.
   Przyglądałem się dziewczynie nie do końca rozumiejąc, co do mnie mówi.  W moich uszach zabrzmiało to dwuznacznie. Dziwnie się z tym czułem.
   Lilith przysunęła się bliżej i oparła głowę o moje ramie. Automatycznie objąłem ją w pasie i skierowałem wzrok w stronę, którą patrzyła brunetka. Wielka pomarańczowa kula kierowała się ku nieznanemu nam horyzontowi. Był to oszałamiający widok. Pełen romantyzmu. W powietrzu nastrojowo pachniały słodkie kwiaty rosnące wokoło. Było dość specyficznie, jednak, jeśli jej sprawiało to przyjemność mogłem to ścierpieć. 





------------------------------------
Oto i jest kolejny rozdział :)
Mam nadzieję, że się spodoba i będzie pod nim trochę więcej komentarzy niż pod poprzednimi hyhy
Miłego czytania życzę :*
 Zapraszam również na ff o Luke'u: (nie)przyjaciel
Oraz ff o Louis'ie: They're my reason to be

11.01.2015

Rozdział 8



Ten rozdział pozwolę sobie zadedykować @qazwsxedcvv i @KateMartyna  tak naprawdę to dzięki nim jest ten rozdział umieszczony dzisiaj, a nie jutro w urodziny Zayn'a :D

------------------------------------

   Powoli wracałem do rzeczywistości, bynajmniej tak mi się zdawało. Leżałem na czymś twardym. Strasznie bolała mnie głowa, zresztą byłem cały obolały. Nie pamiętałem, co się stało. Nie wiedziałem gdzie jestem. Jednak nie obchodziło mnie to zbytnio. Po prostu leżałem z zamkniętymi oczami i próbowałem przezwyciężyć ból. Nie było to łatwym zadaniem, jak się później okazało. Im więcej o tym myślałem, tym ból stawał się coraz bardziej nie do zniesienia; przeszywał całe moje ciało. Czyżbym umierał? Po zadaniu tego pytania przed oczami pojawiły mi się obrazy dotychczasowych zdarzeń. Wypadek, Danielle, Jasmin, krzyki, biały pokój…
   Gwałtownie usiadłem, otwierając tym samym oczy. Byłem przerażony. Wciąż byłem w tym samym pomieszczeniu. Ile ja już tu zmarnowałem czasu? Na pewno nie mało. Westchnąłem. Czy przyszło mi spędzić tu już resztę czasu do mniemanego powrotu do ciała? Z moich ust wydobył się jęk męczennika. Wtem usłyszałem chichot. Gwałtownie zerwałem się na równe nogi. Rozejrzałem się i ujrzałem coś nieprawdopodobnego. To była ona. Wyglądała jak ona. Nie potrafiłem oderwać od niej wzroku. To, co zrobiła przed moim przybyciem tutaj, wciąż tkwiło głęboko we mnie, jednak nie potrafiłem się na nią złościć. Opadłem na kolana tuż obok niej. Chciałem poczuć jej bliskość. Ona jednak znów się zaśmiała. Coś było nie tak. Ta dziewczyna, którą znałem nie śmiałaby się tylko mnie przytuliła albo krzyczała. Ona jednak cały czas się śmiała. Zmarszczyłem brwi, na co ona wybuchnęła jeszcze większym śmiechem. Nie wytrzymałem.
   -Co cię tak bawi?
   Brunetka spojrzała na mnie zdziwiona. Prawdopodobnie zdziwił ją mój ton, który wcale nie był przyjemny. Jednak, czego można było się spodziewać? Byłem cały obolały, a ona się śmiała.
   -Och, przepraszam.- Powiedziała jakby skruszona.- Po prostu śmieszy mnie twoje zachowanie. Cały czas albo jęczysz albo sapiesz.-Zaśmiała się.
   -Wszystko mnie boli, więc jak mam się zachowywać?
   -Oj no dobra, nie złość się.-Dała mi kuksańca w ramie.- Zacznijmy od początku. Jestem Lilith, a ty?
   Zdenerwowałem się. Długo miała zamiar jeszcze podawać się za swoją siostrę? Miałem dość jej gierek. Postanowiłem wyjaśnić całą tą sytuację. Chciałem zrobić to jak najdelikatniej tylko umiem.
   -Danielle długo będziesz się podawać za swoją siostrę?!-Krzyknąłem.-Znam całą prawdę! Mam już dość tego, że przez ten cały czas robisz ze mnie głupca!- Wrzeszczałem na dziewczynę. Ona jednak wciąż opanowana przyłożyła mi palec do ust i nakazała milczenie.
   -Masz dosyć długie imię, pewnie to wynika z twojego dość egzotycznego wyglądu.-Znów się zaśmiała.-Och, widzę, że znasz moją siostrę? Jak się czuję? Co z nią?
   Nie wierzyłem. Czy ja właśnie teraz, nareszcie, spotkałem Lilith Thomson? Wyglądała zupełnie jak Danielle, jednak jedno je różniło: opanowanie. Byłem pewny, że jeśli spędzę z nią więcej czasu znajdę więcej różnic między nimi.
   Było dla mnie trudne do pojęcia, co ona tu robi? Oliver mówił, że się obudziła. Czyżby Danielle zrobiła jej krzywdę? Nie pojmowałem tego.
   -Nie jest z nią za dobrze: płacze, krzyczy i…-Spuściłem głowę na dół. Czy powinienem jej powiedzieć o zajściu z nożem? Ona, w przeciwieństwie do swojej bliźniaczki, martwiła się o siostrę. Zrezygnowałem. Postanowiłem ominąć ten fakt, dla dobra obu stron.-Wiesz, po części to przez nią tu jestem.-Lilith spojrzała na mnie zdziwiona.-Taka dziewczyna, ma na imię Jasmin, zdenerwowała się, gdy Danielle prawie nakryła nas na pocałunku i przeniosła nas tu.
   -Przepraszam, czy ta dziewczyna nazywa się Jasmin Brown?- Spytała brunetka po chwili namysłu. Skinąłem.-Przecież ona jest przyjaciółką Danielle.- Wymamrotała pod nosem, jednak zdołałem ją usłyszeć.
   Zatkało mnie. Nie wiedziałem, co powiedzieć. Patrzyłem zdziwiony na brunetkę, niedowierzając słowom, które wypłynęły z jej wiśniowych ust. To nie mogła być prawda. Danielle nie mogła mi tego zrobić. Teraz już jednak wszystko było możliwe. I ja to zrozumiałem właśnie w tym momencie. Może nie była to odpowiednia chwila na to, ale zrozumiałem i to było dla mnie ważne. W mojej głowie pojawiło się pytanie niedające spokoju: jak ona mogła sobie ze mnie kpić wraz z Jasmin? Miałem je za bliskie osoby. Traktowałem je jak swego rodzaju przyjaciółki. One mnie po prostu przez ten cały czas oszukiwały. Po raz kolejny poczułem ukłucie w okolicach serca. Co się ze mną działo? Kolejne pytanie pozostawione bez odpowiedzi. Coraz mniej poznawałem samego siebie. Zmieniłem się i nie wiem, czy to wyszło mi na dobre. Czasami czułem się bezbronny, pozbawiony jakiegokolwiek prawa. Chwilami odnosiłem wrażenie, że jestem odizolowany od świata. Może i tak było. Byłem duchem, którego prawie nikt nie może zobaczyć. Duchem, którego nikt nie był w stanie zrozumieć. Zbyt szybko poddawałem się uczuciom. Zdecydowanie za szybko się przywiązywałem i zaczynałem ufać nieodpowiednim osobą. Tak nie postępuje prawdziwy facet. Prawdziwy mężczyzna nie stawia na samo uczucie, jak to ja robiłem od czasu pojawienia się w mieszkaniu Danielle. Byłem słaby. Może to ten wypadek tak mnie zmienił? 
   -Ty widziałaś Jasmin?- To jedyne, co przyszło mi do głowy. Może podświadomie unikałem tematu oszustwa, jakiego dokonały Danielle i Jasmin? Nie wiem. Byłem pewien, że rozmowa na ten temat mnie nie ominie. Jednakże nie chciałem teraz o tym rozmawiać. To było zbyt świeże dla mnie. Ten temat był naprawdę trudny dla mnie, zwłaszcza, że musiałbym przyznać się do błędu, który nieświadomie popełniłem.
   -Jasne, że tak. A dlaczego miałabym jej nie widzieć?
   -Bo ona przecież jest…-Zastanowiłem się jak to ująć. Po dłuższym namyśle jednak użyłem jedynego słowa, które przychodziło mi w tamtej chwili do głowy, i które było w pełni odpowiednie według mnie.-…Duchem.
   Brunetka zaśmiała się. Nie był jednak to taki śmiech, jak wcześniej. Coś było nie tak, jakby go wymusiła. Ona wiedziała coś, o czym ja nie miałem wcześniej pojęcia. Miałem nadzieję, że nie będzie to tak trudne dla mnie, jak fakt, iż Danielle i Jasmin są przyjaciółkami.
   -Ona nie jest duchem.-Opuściła, głowę. Prawdopodobnie zastanawiała się, jakich słów użyć.-Jasmin jest demonem. Hmmm… to coś w rodzaju ducha, ale złego i cielesnego. Rozumiesz?
   -Staram się zrozumieć.-Odpowiedziałem szczerze.-Jednak, dlaczego ty ją widziałaś?
   -Każdy widzi Jasmin. Ona ma ciało. Jak każdy demon.- Powiedziała to tak jakby to było oczywiste. Jednak dla mnie takie nie było.  
   -Uhm.- Przytaknąłem.- Tak mnie zastanawia to, że mnie widzisz. Bo wiesz ja jestem duchem. Czy też masz takie zdolności jak Danielle?
   Rysy twarzy dziewczyny zmieniły się. Coś ją zadziwiło. To było widać na pierwszy rzut oka. Nie przychodziło mi łatwo siedzenie w ciszy, która zapadła. Jednak starałem się wytrzymać, ponieważ wiedziałem, iż jej to pomaga. Po pewnym czasie dziewczyna spojrzała mi w oczy, a z jej ust wydobyły się słowa.
   -Ale duchy nie mają prawa wstępu do Krainy Snu.
   -Jak już mówiłem Jasmin mnie tu przeniosła. Ja wcale nie chciałem się tu znajdować.-Rozejrzałem się po otoczeniu. Nic się nie zmieniło. Wciąż otaczała nas biała przestrzeń.-Serio to jest Kraina Snów? Nie powinna być trochę bardziej kolorowa i przyjemna?
   Kąciki ust Lilith lekko uniosły się do góry.
   -Wyobraź sobie coś.-Poleciła brunetka.
   Zastanowiłem się chwile. Wybrałem gitarę. Coś, co towarzyszy mi w każdej chwili. Coś, co jest mi naprawdę bliskie. Zamknąłem oczy i pomyślałem o instrumencie. Po pewnym czasie otworzyłem oczy i ujrzałem ją przede mną. Zaniemówiłem. To się stało. Gitara zmaterializowała się tuż przede mną.
   Coraz więcej rzeczy, zdarzeń wokół mnie nie miało sensu. Dopiero teraz uświadamiałem sobie, że to, co widziałem, jako człowiek, było zalążkiem tego, co istnieje. Jak wiele jeszcze przyjdzie mi zobaczyć, przeżyć zanim będę wiedział wszystko? Być może jeszcze wiele, ale nie mogłem myśleć o tym w tamtej chwili. Byłem za bardzo zły, aby móc myśleć o czymś innym niż to, że zostałem oszukany i przeniesiony do miejsca, w którym nie powinienem być. Zastanawiało mnie to, czy one zrobiły to specjalnie?
   -Wiesz, że ty też jesteś tu materialny?
   -To by wyjaśniało fakt, dlaczego wszystko mnie boli po upadku.
   Zaśmialiśmy się.
   -Wiesz, w co uderzyłem?- Zapytałem pełen nadziei.
   -W ścianę, którą sobie wyobraziłam.-Zrobiła krótką przerwę.-Wiesz, co to oznacza?- Pokiwałem przecząco głową.-To, że jesteś w moim śnie. Ciekawe tylko, czy Jas zrobiła to umyślnie?- Powiedziała popadając w zadumę.
    Byłem tak ciekaw czy mogę w jakiś sposób się stąd wydostać, że musiałem jej przerwać. Nie potrafiłem się powstrzymać.
   -Czy potrafisz mnie stąd wyciągnąć?
   Dziewczyna spojrzała na mnie ze smutnym wyrazem twarzy. Wiedziałem, że to nie wróży nic dobrego. Poczułem dreszcz. Nie był on jednym z tych przyjemnych.
   -Przykro mi, ale nie umiem. Nawet nie wiem za dużo na ten temat.- Opuściła głowę opierając ją na kolanach, które przyciągnęła do klatki piersiowej.- Wiem tylko tyle, że prawdopodobnie tylko Jasmin może cię stąd wyciągnąć.- Pokręciła głową.-Nie skończyła uczyć się tego tematu. Przepraszam, że nie mogę ci pomóc.
   Spojrzałem na nią zdziwiony. Uczyć?




----------------------------------------

Oto jest kolejny!!!
Mam nadzieję, że ciekawszy niż poprzednie :)
Tak nawiązując do poprzednich rozdziałów. Byłabym bardzo wdzięczna gdybyście zostawiali jakiś ślad po sobie pod nimi. To bardzo mnie motywuje i dodaje weny, dzięki której powstają kolejne rozdziały. Zaczęłam już nawet pisać inne ff o Luke’u Hemmings’ie i Beau Brooks’ie (są to dwa różne fanfic). Jednak nie widzę sensu pisania ich dalej skoro tu nie ma komentarzy. Naprawdę zachęcam do oceniania. Przyjmę każdy komentarz nawet negatywny, który pomoże mi w jakiś sposób poprawić się i być może coś „ulepszyć”. Także chciałam podziękować za dotychczasowe komentarze i wejścia.
Do następnego x