15.01.2015

Rozdział 9



   Siedziałem obok Lilith patrząc, jak ta bawi się kosmykami swoich włosów. Za każdym razem, gdy na mnie zerkała odwracałem wzrok, jakbym w ogóle na nią nie patrzył. Ona tylko się śmiała. Muszę przyznać, że jej śmiech był naprawdę przyjazny dla ucha i tylko on zagłuszał tą straszną ciszę, która zapadła. Męczyło mnie to. Ta cisza była tak męcząca. Musiałem ją przerwać.
   -Skoro to jest Kraina Snów i ty teraz śpisz, to oznacza, że kiedyś się obudzisz prawda?
   Dziewczyna spojrzała na mnie ze zdziwieniem malującym się na jej ślicznej twarzy. Patrzyła tak na mnie przez moment, po czym wypaliła.
   -Spostrzegawczy jesteś.- Zaśmiała się.- Tak obudzę się. I poprzedzam twoje kolejne pytanie: nie, nie wiem, kiedy to nadejdzie.  
   Spojrzałem na nią. Na ten jej słodki uśmiech. Był taki rozbrajający. Pewnie gdyby nie on, już dawno odpysknąłbym dziewczynie. Jednak nie mogłem. Coś mnie blokowało. Doprowadzała mnie do szału ta moja słabość. Miałem tego dość. Czy to była jakaś kara za moją głupotę? Bo jeśli tak, to mogli mnie odesłać z powrotem do mojego ciała, do szpitala. Wolałem cierpieć fizycznie, niż czuć się tak rozdarty wewnętrznie. To bolało kilka razy mocniej. Czułem się z tym tak potwornie słaby. Zmieniałem się. To było pewne. Jednak czy moja przemiana zmierzała w dobrym kierunku? Tego mogłem się tylko domyślać i tkwić w głupiej nadziei, że właśnie tak jest. Pragnąłem być kimś lepszym. Pokazać rodzinie i znajomym, że potrafię, że nie do końca to zawsze ja gram tą nieszczęsną role złego. Chciałem z dumą zaprezentować nowego Calum’a, w tamtym momencie jednak dopadły mnie wątpliwości, czy rzeczywiście będzie mi dane takowym być. Miałem dość bycia ochrzanianym za byleco.
   Czymże by było życie gdyby było rutyną? Co dzień to samo. Może to właśnie miała być moja odskocznia od tego nudnego życia, które toczyłem. Być może miało mnie to skłonić do jakichkolwiek refleksji dotyczących mojego życia. Czy dobrze postępowałem? Czy byłem wystarczająco dobrym człowiekiem? Nie mam pojęcia. Wiem tylko tyle, że jako duch byłem niesamowicie naiwny i głupi. Zbyt szybko poddawałem się urokowi dziewczyn, które jak się okazało wykorzystywały mnie, jako zabawkę. Jak nic nieznaczącą zabawkę. A ja miałem uczucia. Ja czułem. Cierpiałem. Może to miało mi pokazać, że niekoniecznie powinno się ufać słodko i niewinnie wyglądającej dziewczynie. Jednak nie potrafiłem postąpić inaczej. Za bardzo byłem oczarowany jej urokiem. Miała coś w sobie. Coś, co mnie w niezwykły sposób przyciągało. To ona pokazała mi jedną z, prawdopodobnie, wielu umiejętności, jakie posiadałem. To ona była ze mną, gdy tego potrzebowałem. Wspierała mnie. Być może była po prostu idealną aktorką. Naprawdę było to dla mnie trudne do zrozumienia. Przerastało mnie to w tamtej chwili.
   Zaś pojawiła się ognisto włosa. Przyprowadziła ze sobą świeży podmuch wiatru. Pokazała mi czułość, którą również darzyła mnie Danielle. Jednak tym razem było to coś innego. Coś, co byłem przekonany, że nie otrzymam od brunetki. Jasmin była inna. I nie chodzi mi o to, że była demonem. Różniła się od Danielle, od jakiejkolwiek dziewczyny, którą kiedykolwiek w swoim życiu spotkałem. Obie okazały się wybornymi aktorkami. Nie rozumiałem tylko, dlaczego jeszcze nie zrobiły kariery w tej branży.
   Jednak dopiero w tym pustym białym pomieszczeniu, przyszło mi zrozumieć moje błędy. Tam dopiero zrozumiałem, że błędnie oceniłem dziewczyny. Nie były wcale takie wspaniałe, jak zdawały się być na początku. Przez ten niespełna tydzień przeżyłem więcej niż przez całe moje życie. Przez te kilka dni zrozumiałem więcej niż sądziłem, że potrafię. To właśnie ten dość krótki okres czasu zmusił mnie do zastanowienia się nad swoim życiem. Coraz bardziej zaczynałem pojmować, że życie nie powinno nam przemijać tak szybko. Czasem powinniśmy się zatrzymać i zapytać samych siebie, czy dobrze postępujemy, czy nasze życie jest wartościowe, czy my jesteśmy wartościowi? I właśnie to był mój postój. Może i był dość specyficzny, ale jednak był mój i pozwolił mi przemyśleć pewne sprawy. To właśnie wtedy miałem czas na zastanowienie się nad całym tym chaosem, który panował w moim życiu, w Australii. Mogłem zadać sobie te wszystkie pytania.
   Jednak moją uwagę odwróciła Lilith. Dziewczyna wstała. Czyżby chciała mnie zostawić dokładnie w taki sam sposób jak zrobiła to Jasmin? Nie mogłem na to pozwolić. Była moją jedyną nadzieją. Czułem, że to właśnie ona może mi pomóc. Jednakże, czy wciąż powinienem kierować się uczuciami skoro już nie raz mnie zawiodły i to przez tak krótki okres czasu? Wiele wątpliwości przepełniało mój mózg. Mnóstwo pytań pozostawionych bez odpowiedzi.
   Podszedłem do dziewczyny i chwyciłem ją za nadgarstek. Spojrzała na mnie z niezrozumieniem. Przez chwile patrzyliśmy sobie w oczy.
   -Calum, puścisz mnie w końcu?- Zapytała lekko podirytowana.
   -Nie.-Powiedziałem poważnie.- Nie chcę, abyś mnie tu zostawiła samego.
   Dziewczyna uśmiechnęła się. Prawdopodobnie chciała dodać mi otuchy. Delikatnie swoją drobną ręką zdjęła moją zaciśniętą dłoń i splotła ze mną palce.
   -Nie zostawiam cię.- Zrobiła krótką pauzę.- Bynajmniej nie teraz. Musisz wiedzieć jednak, że jeśli będę się budzić to w pewien sposób zniknę.-Spojrzała mi w oczy. Widziałem, że mówi szczerze.- Nie martw się, wrócę. A teraz chodź.
   -Gdzie?
   -Gdziekolwiek. Moje nogi potrzebują spaceru. Nie usiedzę tu dłużej.
   Pociągnęła mnie za sobą. Byłem zadziwiony tym, że wciąż mamy splecione palce. Nie puściła mnie. Wręcz przeciwnie. Chwyciła mnie mocniej, pewniej. Szliśmy w milczeniu. Ona dumnie kroczyła przed siebie, jakby była na wybiegu. Ja szedłem trochę z tyłu, delektując się dotykiem jej delikatnych dłoni. Nie trwało to jednak długo. Jako mężczyzna wykorzystałem okazję, iż idę trochę za nią i spojrzałem trochę niżej. Teraz patrzyłem na jej tyłek. Do teraz nie wiem, co mnie podkusiło. Nigdy dotąd tego nie robiłem. Czułem się jakby to była świętość. Coś, na co nie powinniśmy patrzyć. Wtedy jednak to zrobiłem. I przekląłem się w myślach za to, że nie robiłem tego wcześniej. Widok był oszałamiający. Jej pełne pośladki poruszały się delikatnie w lewo, aby zaś znowu wrócić na prawą stronę. Czyżby odzywał się mój wewnętrzny pogromca kobiet? Czas najwyższy. Ciekaw byłem gdzie się skrywał przez tak długi czas.
   Westchnąłem i odwróciłem wzrok od tyłka Lilith. Miałem małe wyrzuty sumienia. Jednak szybko je zbyłem. Nie miałem na to czasu. Nie chciałem teraz się z tym męczyć. Wolałem delektować się chwilą. A chwila była piękna. Brakowało tylko czegoś.
   -Lilith mogłabyś zrobić coś z otoczeniem? No wiesz, aby było przyjemniej.
   Dziewczyna nic nie odpowiedziała tylko lekko się zaśmiała, a świat wokół nas zaczął się zmieniać. Z nicości zaczęły wyrastać rośliny. Różnego rodzaju kwiaty i drzewa. Pola, łąki i różne stawy zaczęły tworzyć niezmierzone i nikomu nieznane horyzonty. Było pięknie. Aż za pięknie. Byliśmy w swego rodzaju raju. Przemierzaliśmy nieznane w zupełnej ciszy. Sądzę jednak, że te widoki i nasze splecione ręce rekompensowały wszystko. Gdy na to patrzyłem nie potrafiłem się nie uśmiechać. Te wszystkie otaczające nas rośliny miały w sobie coś, co uszczęśliwiało. Spojrzałem na moją towarzyszkę. Ona również się uśmiechała.
   Szliśmy jeszcze przez chwilę, aż po naszej lewej stronie znalazła się huśtawka. Usiedliśmy na nią. Siedzieliśmy zwróceni do siebie twarzami. Nasze kolana, co jakiś czas się stykały, co powodowało u mnie niewyjaśniony dreszcz. Spojrzałem na dziewczynę. Zdawało mi się, że ona czuje to samo, co ja. Patrzyłem na nią. Tym razem nie odwracałem wzroku, gdy spoglądała. W końcu nasze spojrzenia się spotkały. W tym samym czasie z dnia zrobił się wieczór, co odwróciło moja uwagę i spowodowało, iż moje spojrzenie nie było już utkwione głęboko w tęczówkach brunetki. Rozglądałem się nie dowierzając i nie rozumiejąc, co się właśnie stało. Brunetka jednak pospieszyła z wyjaśnieniami widząc moje zdezorientowanie.
   -To ja. Nie stresuj się niepotrzebnie.- Zrobiła krótką przerwę. Jej oczy wciąż były utkwione w mojej twarzy. Teraz i ja spojrzałem na nią.- Wiesz zawsze chciałam obejrzeć zachód słońca. Teraz mogę to zrobić razem z tobą.
   Przyglądałem się dziewczynie nie do końca rozumiejąc, co do mnie mówi.  W moich uszach zabrzmiało to dwuznacznie. Dziwnie się z tym czułem.
   Lilith przysunęła się bliżej i oparła głowę o moje ramie. Automatycznie objąłem ją w pasie i skierowałem wzrok w stronę, którą patrzyła brunetka. Wielka pomarańczowa kula kierowała się ku nieznanemu nam horyzontowi. Był to oszałamiający widok. Pełen romantyzmu. W powietrzu nastrojowo pachniały słodkie kwiaty rosnące wokoło. Było dość specyficznie, jednak, jeśli jej sprawiało to przyjemność mogłem to ścierpieć. 





------------------------------------
Oto i jest kolejny rozdział :)
Mam nadzieję, że się spodoba i będzie pod nim trochę więcej komentarzy niż pod poprzednimi hyhy
Miłego czytania życzę :*
 Zapraszam również na ff o Luke'u: (nie)przyjaciel
Oraz ff o Louis'ie: They're my reason to be

2 komentarze:

  1. Świetny czekam na następny <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Nieziemski rozdział:)
    Muszę przyznać, ze twój blog jest zajebiaszczy i wciąga<3
    Oby tak dalej<3
    Życzę mnóstwa weny<3

    Pozdrawiam @NiallisMy19

    OdpowiedzUsuń