Był słoneczny dzień. Jak zawsze wstałam
chętnie z łóżka. Pierwsze, co zrobiłam, nie, nie poranna toaleta, zbiegłam na
dół do kuchni sprawdzić pocztę.
Czekałam na bardzo ważny list. Miały to być
wyniki ze szkoły, to znaczy, czy się dostałam, czy nie. Bardzo mi zależało na
tej uczelni. W końcu nie chciałam, aby moje wysiłki w liceum poszły na marne.
Uczelnia ta znajdowała się z dala od domu, co bardzo mi się podobało. Nie
chciałam bowiem, aby mama przyjeżdżała do akademika i robiła mi wstyd, jak to
miała w zwyczaju. Ona zawsze musiała powiedzieć coś nie na miejscu. W końcu to
była moja mama.
Wbiegłam do kuchni, gdzie moja rodzicielka
już szykowała śniadanie. Rozglądnęłam się po pomieszczeniu w poszukiwaniu
listów. Nic jednak nie zauważyłam. Zawiodłam się. Przygnębiona usiadłam przy
blacie czekając na śniadanie.
-Już ci podaję, obżartuchu.
Mama podstawiła pod mój nos talerz z
kanapkami. Zabrałam się za zajadanie. Gdy już zjadłam postanowiłam pomóc mamie
i pozmywać po sobie. Spojrzałam na talerz. Na początku myślałam, że mam coś ze
wzrokiem. Leżało na nim coś białego. Wzięłam to do ręki i obróciłam, aby
zobaczyć adresata. Był to list skierowany do mnie. Szybko go otworzyłam.
Przejechałam oczami po tekście, po czym głośno krzyknęłam:
-Dostałam się!
Podbiegłam do mojej mamy i ją mocno
uścisnęłam. Byłam taka szczęśliwa. Moje marzenia się spełniały. Po tym jak
emocje już w miarę opadły, postanowiłam się dowiedzieć, dlaczego rodzicielka
przekazała ten list w taki sposób.
-Mamo?- Kobieta spojrzała na mnie znacząco.-
Dlaczego umieściłaś list pod kanapkami?
Słysząc to pytanie rodzicielka zaśmiała się.
-To proste kochanie. Chciałam być pewna, że
wszystko zjesz.
Słysząc to, również wybuchłam śmiechem. Jak
ona dobrze mnie znała. Za to ją właśnie kochałam. Ruszyłam do swojego pokoju.
Położyłam się na łóżku i nie mogłam przestać się uśmiechać. Moje marzenia się
spełniały, w końcu byłam w pełni szczęśliwa. W końcu zwiedzę inną część świata.
W końcu…
~*~
-…jadę do Australii.- Powiedziałam stojąc
przed budynkiem lotniska. Byłam podekscytowana. Łzy szczęścia spływały mi po
policzkach. Nie będę tęsknić tu za niczym, no może za mamą. Prawie nic mnie tu
już nie trzymało. Byłam gotowa by wsiąść do samolotu. Przepełniała mnie
euforia, uczucie spełnienia.
Odwróciłam się do mojej mamy i ją mocno
uściskałam. Rozumiałam, że nie mogła wraz ze mną zaczekać, ponieważ musiała
pilnie jechać do pracy. Byłam jej wdzięczna, że chociaż mnie tu przywiozła.
Pocałowałam ją w policzek na pożegnanie i ruszyłam w stronę wejścia.
~*~
Po dość długim i ciężkim dla mnie locie, w
końcu mogłam odetchnąć świeżym powietrzem. Ciągnąc za sobą walizkę podeszłam do
najbliższej taksówki. Zapukałam w okno, na co kierowca opuścił szybę.
-Przepraszam, czy można?
Mężczyzna skinął głową. Wsiadłam do pojazdu
i podałam mu adres akademika, w którym miałam mieszkać. Chwilę po tym ruszyliśmy
w drogę. Jazda nie zajęła nam dużo czasu, jak się tego spodziewałam.
Zatrzymaliśmy się niedaleko wielkiego wejścia do akademika. Zapłaciłam
taksówkarzowi i zabierając ze sobą bagaż ruszyłam w stronę drzwi. Widok był
oszałamiający. Zniecierpliwiona weszłam do środka. Z prawej kieszeni spodni
wyciągnęłam kartkę z numerem pokoju. Od dziś miałam mieszkać w pokoju numer
187. Ruszyłam w poszukiwaniu pomieszczenia. Jak się spodziewałam musiałam wejść
po schodach, czego nie ułatwiała mi moja wielka i ciężka walizka. Wspinałam się
na drugie piętro sapiąc ze zmęczenia. W końcu odnalazłam to, czego szukałam.
Ostrożnie otworzyłam drzwi kilka razy
upewniając się, że na pewno wybrałam odpowiednie pomieszczenie. Zajrzałam do
pokoju. Na parapecie siedziała drobna, blondyneczka malując paznokcie i
rozmawiając przez telefon. Weszłam do pomieszczenia najciszej jak potrafiłam,
aby nie przeszkadzać dziewczynie. Zauważyłam, iż dziewczyna zajęła już łóżko po
prawej stronie, więc pewnym krokiem ruszyłam do drugiego. Spostrzegłam szafkę,
która prawdopodobnie miała być miejscem, gdzie znajdować się będą moje rzeczy.
Byłam tak wykończona, iż postanowiłam odłożyć to na później.
~*~
-To jak? Idziesz na tą imprezę?- Dopytywała
się moja współlokatorka.
-Och, a dasz mi w końcu spokój?
-Tylko, jeśli się zgodzisz.-Powiedziała
krzyżując ręce pod piersiami.
-No dobra.-Zgodziłam się, na co Jade zaczęła
skakać z radości.
-W końcu się rozerwiesz. A nie tylko
siedzisz z nosem w książkach. Jak tak można?- Oburzyła się dziewczyna.- Poznasz
jakiegoś przystojniaka. A tak nawiązując już do tych przystojniaków. Pamiętasz
tego blondyna z zajęć z panną Sophią?- Skinęłam.- Słyszałam, że mu wpadłaś w
oko. Dlatego też na dzisiejszą imprezę pozwól, że ja cię wystylizuję.-
Otwierałam usta, aby zaprotestować. Jednak Jade mnie uprzedziła.- Nie ma, że
nie. Widziałaś się kiedyś w lustrze? Ciesz się, że nie miałaś tej
nieprzyjemności widzieć swojego stroju. Skąd ty się dziewczyno urwałaś?
-Z Polski.
-Widocznie tamtejsza moda jest specyficzna.
Mniejsza z tym. Otwieraj szafę.-Mówiąc to podeszła do mebla i otworzyła.
Sapnęła z niezadowolenia. Ja tylko leżałam na łóżku i przyglądałam się całej
tej scenie. Dziewczyna zaczęła wyrzucać wszystkie moje ciuchy i powtarzać w
kółko tylko jedno słowo: „nie”. Po tym jak wszystkie moje ciuchy leżały już,
albo na ziemi, albo na mnie, blondynka odwróciła się do mnie i ponownie
rozpoczęła swój monolog.- No dobra, nic ciekawego nie znalazłam. Więc zrobię
wyjątek i użyczę ci coś z mojej kolekcji.-Mówiąc to podeszła do swojej szafy,
również ją otwierając.-Zauważyłam, że nosimy te same rozmiary, więc coś ode mnie
powinno ci pasować. Muszę znaleźć tylko coś, w czym będziesz dobrze wyglądać.
Hmmm… sądzę, że to będzie ci pasować.-Wyciągnęła z szafy piękną czarną
sukienkę. Wysunęła ją w moją stronę.- Trzymaj i idź się przebierz. No dalej.
Nie mamy czasu. Jeszcze został nam makijaż i włosy.
Ruszyłam do łazienki. Powoli zaczęłam
zdejmować z siebie moje dotychczasowe ubranie. Następnie zaczęłam ostrożnie
nakładać na siebie czarną i, jak się później okazało, dość krótką sukienkę.
Przejrzałam się w lustrze. Wyglądałam nawet dobrze w niej. Trochę jednak się
krępowałam. Nigdy wcześniej nie miałam na sobie tak krótkiej sukienki, nawet
spodenki z reguły nosiłam dłuższe. Ostatni raz spojrzałam w lustro i w końcu
wyszłam z pomieszczenia. Jade na mój widok otworzyła szerzej usta.
-Zobacz kochanie, jak ślicznie w tym
wyglądasz. Dobra teraz makijaż. Usiądź na krzesło pod oknem.- Tak też
zrobiłam.- No dobra, pokaż mi tą buźkę.
Godzinę później byłam już gotowa. Podeszłam
do lustra i przejrzałam się. Miałam lekki makijaż, a włosy opadały mi falami na
ramiona. Wyglądałam olśniewająco. Nie miałam pojęcia, jakim cudem ta dziewczyna
zdołała ze mnie zrobić coś takiego. To było niesamowite.
~*~
Muzyka była tak głośna, że nie słyszałam nic
poza nią. Około godziny wcześniej zgubiłam Jade. Teraz siedziałam sama wśród
mnóstwa studentów. Postanowiłam wyjść. Kierowałam się w do drzwi. Wyszłam.
Teraz moim celem był plac przed akademikiem. Chciałam zaczerpnąć świeżego
powietrza. Po wypiciu takiej ilości alkoholu pewnie było mi to potrzebne.
Otworzyłam wielkie drzwi i udałam się w stronę do pierwszej wolnej ławki, którą
napotkał mój wzrok.
Usiadłam i pozwoliłam, aby wiatr otulił
swoim chłodem całe moje ciało. Na mojej skórze pojawił się dreszcz. Zadrżałam. Mimowolnie
zaśmiałam się. Nigdy jeszcze nie czułam się w ten sposób. Może, dlatego, że
jeszcze nigdy nie wypiłam tyle alkoholu? Ten szum w głowie, wirujący świat. Jak
dla mnie, to, to były doznania zupełnie nie z tej ziemi. Spróbowałam wstać.
Niestety bez jakichkolwiek efektów. Moje nogi były jak z waty. Zrezygnowałam.
Postanowiłam posiedzieć tu jeszcze trochę czasu.
-Cześć.- Usłyszałam głos dobiegający z mojej
prawej strony. Odruchowo zwróciłam w tamtym kierunku głowę.
Przede mną stanął wysoki blondyn. Znałam go
z zajęć z panną Sophią. Co on tu robił? Czyżbym nie tylko ja postanowiła zrobić
sobie chwilę przerwy od tego hałasu na górze? Być może.
-Cześć.- Odpowiedziałam z grzeczności.
Chłopak uśmiechnął się do mnie zalotnie.- Usiądziesz czy wolisz stać?
Blondyn zaśmiał się i usiadł obok mnie tak,
że nasze ramiona się stykały. Siedzieliśmy przez moment w milczeniu.
-Tak w ogóle to jestem Luke, a ty?
-Mari. Miło mi cię poznać.
-Mi również.
~*~
-Kochanie, co ty robisz w tej łazience?-
Usłyszałam, głos Luke’a dobiegający zza drzwi. Jak zawsze musiał mnie
pośpieszać. Od pół roku byliśmy parą, a on już mnie denerwował. Jednak miał w
sobie to coś, co nie pozwalało mi się na niego długo gniewać.
-Już idę. Daj mi jeszcze chwilę.
-Zaraz spóźnimy się na spotkanie z moimi
rodzicami. Wiesz, że nienawidzą osób, które się spóźniają. A ty prosisz jeszcze
o chwilę? Dziewczyno otwieraj te drzwi, idę do ciebie.
Otworzyłam drzwi i wyszłam do blondyna. Ten
chwycił mnie pod rękę, zarzucił na mnie płaszcz i całą drogę do samochodu
ciągnął za ramię. Usadził mnie na miejscu pasażera, poczym mocno pocałował w
czoło. Szybko obiegł samochód i usiadł za kierownicą. Na pierwszy rzut oka było
widać, że jest bardzo zdenerwowany. Wiedziałam, jak ważne jest to spotkanie dla
niego. Wsadził kluczyki do stacyjki i odpalił samochód. Po jakiś dziesięciu
minutach jechaliśmy z zawrotną prędkością. Bałam się, tym bardziej, że było
ślisko. Luke nie zwracał uwagi na ograniczenia, nie obchodziły go czerwone
światła. Obrał sobie cel i do niego zamierzał dojechać.
-Luke, czy nie powinieneś zwolnić?-
Zapytałam zaniepokojona. Chłopak tylko mruknął coś pod nosem.
Nagle wjechaliśmy na jakiś kamień, co
sprawiło, że ręce Luke’a gwałtownie skręciły kierownicą. Samochód wpadł w
poślizg. Blondyn robił, co w jego mocy, aby zapanować nad samochodem. Niestety
nie był w stanie sobie z tym poradzić. Spojrzał na mnie. W jego oczach były
łzy.
-Przepraszam.- Powiedział poczym ścisnął moją
rękę i dodał: - Kocham Cię.
-Też cię kocham i musisz wiedzieć, że jestem
w ciąży.- Powiedziałam poczym wpiłam się w jego miękkie wargi. Odwzajemnił
pocałunek. W tym momencie z ogromną prędkością wjechaliśmy do rowu. To był nasz
koniec.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz