9.01.2015

Dla Mari



   Był słoneczny dzień. Jak zawsze wstałam chętnie z łóżka. Pierwsze, co zrobiłam, nie, nie poranna toaleta, zbiegłam na dół do kuchni sprawdzić pocztę.
   Czekałam na bardzo ważny list. Miały to być wyniki ze szkoły, to znaczy, czy się dostałam, czy nie. Bardzo mi zależało na tej uczelni. W końcu nie chciałam, aby moje wysiłki w liceum poszły na marne. Uczelnia ta znajdowała się z dala od domu, co bardzo mi się podobało. Nie chciałam bowiem, aby mama przyjeżdżała do akademika i robiła mi wstyd, jak to miała w zwyczaju. Ona zawsze musiała powiedzieć coś nie na miejscu. W końcu to była moja mama.
   Wbiegłam do kuchni, gdzie moja rodzicielka już szykowała śniadanie. Rozglądnęłam się po pomieszczeniu w poszukiwaniu listów. Nic jednak nie zauważyłam. Zawiodłam się. Przygnębiona usiadłam przy blacie czekając na śniadanie.
   -Już ci podaję, obżartuchu.
   Mama podstawiła pod mój nos talerz z kanapkami. Zabrałam się za zajadanie. Gdy już zjadłam postanowiłam pomóc mamie i pozmywać po sobie. Spojrzałam na talerz. Na początku myślałam, że mam coś ze wzrokiem. Leżało na nim coś białego. Wzięłam to do ręki i obróciłam, aby zobaczyć adresata. Był to list skierowany do mnie. Szybko go otworzyłam. Przejechałam oczami po tekście, po czym głośno krzyknęłam:
   -Dostałam się!
  Podbiegłam do mojej mamy i ją mocno uścisnęłam. Byłam taka szczęśliwa. Moje marzenia się spełniały. Po tym jak emocje już w miarę opadły, postanowiłam się dowiedzieć, dlaczego rodzicielka przekazała ten list w taki sposób.
   -Mamo?- Kobieta spojrzała na mnie znacząco.- Dlaczego umieściłaś list pod kanapkami?
   Słysząc to pytanie rodzicielka zaśmiała się.
   -To proste kochanie. Chciałam być pewna, że wszystko zjesz.
   Słysząc to, również wybuchłam śmiechem. Jak ona dobrze mnie znała. Za to ją właśnie kochałam. Ruszyłam do swojego pokoju. Położyłam się na łóżku i nie mogłam przestać się uśmiechać. Moje marzenia się spełniały, w końcu byłam w pełni szczęśliwa. W końcu zwiedzę inną część świata. W końcu…


~*~
  
   -…jadę do Australii.- Powiedziałam stojąc przed budynkiem lotniska. Byłam podekscytowana. Łzy szczęścia spływały mi po policzkach. Nie będę tęsknić tu za niczym, no może za mamą. Prawie nic mnie tu już nie trzymało. Byłam gotowa by wsiąść do samolotu. Przepełniała mnie euforia, uczucie spełnienia.
   Odwróciłam się do mojej mamy i ją mocno uściskałam. Rozumiałam, że nie mogła wraz ze mną zaczekać, ponieważ musiała pilnie jechać do pracy. Byłam jej wdzięczna, że chociaż mnie tu przywiozła. Pocałowałam ją w policzek na pożegnanie i ruszyłam w stronę wejścia.


~*~

   Po dość długim i ciężkim dla mnie locie, w końcu mogłam odetchnąć świeżym powietrzem. Ciągnąc za sobą walizkę podeszłam do najbliższej taksówki. Zapukałam w okno, na co kierowca opuścił szybę.
   -Przepraszam, czy można?
   Mężczyzna skinął głową. Wsiadłam do pojazdu i podałam mu adres akademika, w którym miałam mieszkać. Chwilę po tym ruszyliśmy w drogę. Jazda nie zajęła nam dużo czasu, jak się tego spodziewałam. Zatrzymaliśmy się niedaleko wielkiego wejścia do akademika. Zapłaciłam taksówkarzowi i zabierając ze sobą bagaż ruszyłam w stronę drzwi. Widok był oszałamiający. Zniecierpliwiona weszłam do środka. Z prawej kieszeni spodni wyciągnęłam kartkę z numerem pokoju. Od dziś miałam mieszkać w pokoju numer 187. Ruszyłam w poszukiwaniu pomieszczenia. Jak się spodziewałam musiałam wejść po schodach, czego nie ułatwiała mi moja wielka i ciężka walizka. Wspinałam się na drugie piętro sapiąc ze zmęczenia. W końcu odnalazłam to, czego szukałam.
   Ostrożnie otworzyłam drzwi kilka razy upewniając się, że na pewno wybrałam odpowiednie pomieszczenie. Zajrzałam do pokoju. Na parapecie siedziała drobna, blondyneczka malując paznokcie i rozmawiając przez telefon. Weszłam do pomieszczenia najciszej jak potrafiłam, aby nie przeszkadzać dziewczynie. Zauważyłam, iż dziewczyna zajęła już łóżko po prawej stronie, więc pewnym krokiem ruszyłam do drugiego. Spostrzegłam szafkę, która prawdopodobnie miała być miejscem, gdzie znajdować się będą moje rzeczy. Byłam tak wykończona, iż postanowiłam odłożyć to na później.


~*~

   -To jak? Idziesz na tą imprezę?- Dopytywała się moja współlokatorka.
   -Och, a dasz mi w końcu spokój?
   -Tylko, jeśli się zgodzisz.-Powiedziała krzyżując ręce pod piersiami.
   -No dobra.-Zgodziłam się, na co Jade zaczęła skakać z radości.
   -W końcu się rozerwiesz. A nie tylko siedzisz z nosem w książkach. Jak tak można?- Oburzyła się dziewczyna.- Poznasz jakiegoś przystojniaka. A tak nawiązując już do tych przystojniaków. Pamiętasz tego blondyna z zajęć z panną Sophią?- Skinęłam.- Słyszałam, że mu wpadłaś w oko. Dlatego też na dzisiejszą imprezę pozwól, że ja cię wystylizuję.- Otwierałam usta, aby zaprotestować. Jednak Jade mnie uprzedziła.- Nie ma, że nie. Widziałaś się kiedyś w lustrze? Ciesz się, że nie miałaś tej nieprzyjemności widzieć swojego stroju. Skąd ty się dziewczyno urwałaś?
   -Z Polski.
   -Widocznie tamtejsza moda jest specyficzna. Mniejsza z tym. Otwieraj szafę.-Mówiąc to podeszła do mebla i otworzyła. Sapnęła z niezadowolenia. Ja tylko leżałam na łóżku i przyglądałam się całej tej scenie. Dziewczyna zaczęła wyrzucać wszystkie moje ciuchy i powtarzać w kółko tylko jedno słowo: „nie”. Po tym jak wszystkie moje ciuchy leżały już, albo na ziemi, albo na mnie, blondynka odwróciła się do mnie i ponownie rozpoczęła swój monolog.- No dobra, nic ciekawego nie znalazłam. Więc zrobię wyjątek i użyczę ci coś z mojej kolekcji.-Mówiąc to podeszła do swojej szafy, również ją otwierając.-Zauważyłam, że nosimy te same rozmiary, więc coś ode mnie powinno ci pasować. Muszę znaleźć tylko coś, w czym będziesz dobrze wyglądać. Hmmm… sądzę, że to będzie ci pasować.-Wyciągnęła z szafy piękną czarną sukienkę. Wysunęła ją w moją stronę.- Trzymaj i idź się przebierz. No dalej. Nie mamy czasu. Jeszcze został nam makijaż i włosy.
   Ruszyłam do łazienki. Powoli zaczęłam zdejmować z siebie moje dotychczasowe ubranie. Następnie zaczęłam ostrożnie nakładać na siebie czarną i, jak się później okazało, dość krótką sukienkę. Przejrzałam się w lustrze. Wyglądałam nawet dobrze w niej. Trochę jednak się krępowałam. Nigdy wcześniej nie miałam na sobie tak krótkiej sukienki, nawet spodenki z reguły nosiłam dłuższe. Ostatni raz spojrzałam w lustro i w końcu wyszłam z pomieszczenia. Jade na mój widok otworzyła szerzej usta.
   -Zobacz kochanie, jak ślicznie w tym wyglądasz. Dobra teraz makijaż. Usiądź na krzesło pod oknem.- Tak też zrobiłam.- No dobra, pokaż mi tą buźkę.
   Godzinę później byłam już gotowa. Podeszłam do lustra i przejrzałam się. Miałam lekki makijaż, a włosy opadały mi falami na ramiona. Wyglądałam olśniewająco. Nie miałam pojęcia, jakim cudem ta dziewczyna zdołała ze mnie zrobić coś takiego. To było niesamowite.


~*~

   Muzyka była tak głośna, że nie słyszałam nic poza nią. Około godziny wcześniej zgubiłam Jade. Teraz siedziałam sama wśród mnóstwa studentów. Postanowiłam wyjść. Kierowałam się w do drzwi. Wyszłam. Teraz moim celem był plac przed akademikiem. Chciałam zaczerpnąć świeżego powietrza. Po wypiciu takiej ilości alkoholu pewnie było mi to potrzebne. Otworzyłam wielkie drzwi i udałam się w stronę do pierwszej wolnej ławki, którą napotkał mój wzrok.
   Usiadłam i pozwoliłam, aby wiatr otulił swoim chłodem całe moje ciało. Na mojej skórze pojawił się dreszcz. Zadrżałam. Mimowolnie zaśmiałam się. Nigdy jeszcze nie czułam się w ten sposób. Może, dlatego, że jeszcze nigdy nie wypiłam tyle alkoholu? Ten szum w głowie, wirujący świat. Jak dla mnie, to, to były doznania zupełnie nie z tej ziemi. Spróbowałam wstać. Niestety bez jakichkolwiek efektów. Moje nogi były jak z waty. Zrezygnowałam. Postanowiłam posiedzieć tu jeszcze trochę czasu.
   -Cześć.- Usłyszałam głos dobiegający z mojej prawej strony. Odruchowo zwróciłam w tamtym kierunku głowę.
   Przede mną stanął wysoki blondyn. Znałam go z zajęć z panną Sophią. Co on tu robił? Czyżbym nie tylko ja postanowiła zrobić sobie chwilę przerwy od tego hałasu na górze? Być może.
   -Cześć.- Odpowiedziałam z grzeczności. Chłopak uśmiechnął się do mnie zalotnie.- Usiądziesz czy wolisz stać?
   Blondyn zaśmiał się i usiadł obok mnie tak, że nasze ramiona się stykały. Siedzieliśmy przez moment w milczeniu.
   -Tak w ogóle to jestem Luke, a ty?
   -Mari. Miło mi cię poznać.
   -Mi również.
  

~*~

   -Kochanie, co ty robisz w tej łazience?- Usłyszałam, głos Luke’a dobiegający zza drzwi. Jak zawsze musiał mnie pośpieszać. Od pół roku byliśmy parą, a on już mnie denerwował. Jednak miał w sobie to coś, co nie pozwalało mi się na niego długo gniewać.
   -Już idę. Daj mi jeszcze chwilę.
   -Zaraz spóźnimy się na spotkanie z moimi rodzicami. Wiesz, że nienawidzą osób, które się spóźniają. A ty prosisz jeszcze o chwilę? Dziewczyno otwieraj te drzwi, idę do ciebie.
   Otworzyłam drzwi i wyszłam do blondyna. Ten chwycił mnie pod rękę, zarzucił na mnie płaszcz i całą drogę do samochodu ciągnął za ramię. Usadził mnie na miejscu pasażera, poczym mocno pocałował w czoło. Szybko obiegł samochód i usiadł za kierownicą. Na pierwszy rzut oka było widać, że jest bardzo zdenerwowany. Wiedziałam, jak ważne jest to spotkanie dla niego. Wsadził kluczyki do stacyjki i odpalił samochód. Po jakiś dziesięciu minutach jechaliśmy z zawrotną prędkością. Bałam się, tym bardziej, że było ślisko. Luke nie zwracał uwagi na ograniczenia, nie obchodziły go czerwone światła. Obrał sobie cel i do niego zamierzał dojechać.
   -Luke, czy nie powinieneś zwolnić?- Zapytałam zaniepokojona. Chłopak tylko mruknął coś pod nosem.
   Nagle wjechaliśmy na jakiś kamień, co sprawiło, że ręce Luke’a gwałtownie skręciły kierownicą. Samochód wpadł w poślizg. Blondyn robił, co w jego mocy, aby zapanować nad samochodem. Niestety nie był w stanie sobie z tym poradzić. Spojrzał na mnie. W jego oczach były łzy.
  -Przepraszam.- Powiedział poczym ścisnął moją rękę i dodał: - Kocham Cię.
  -Też cię kocham i musisz wiedzieć, że jestem w ciąży.- Powiedziałam poczym wpiłam się w jego miękkie wargi. Odwzajemnił pocałunek. W tym momencie z ogromną prędkością wjechaliśmy do rowu. To był nasz koniec.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz