9.01.2015

Rozdział 7



   Patrzyliśmy na intruza, który wydawał się wściekły. Modliłem się w duchu, aby nie stało się nic złego. W oczach Danielle było widać furię, przygryzała nerwowo wargę, a dłonie miała zaciśnięte w pięści. Nigdy wcześniej nie widziałem jej w takim stanie. Spojrzałem na Jasmin, była przerażona. Dziewczyna chwyciła mnie za rękę, spojrzała mi głęboko w oczy i wyszeptała:
   -Przepraszam.
   Po tym znaleźliśmy się w jakimś pustym, białym pomieszczeniu. Niczego, ani nikogo oprócz nas tam nie było. Rozglądałem się wokoło, aby znaleźć jakieś drzwi, które pozwolą nam się wydostać z tego pomieszczenia. Nic nie znalazłem. Odwróciłem się do rudowłosej. Leżała skulona na ziemi i płakała. Podbiegłem do niej i ukucnąłem obok. Nie wiedziałem, jak powinienem się zachować. Położyłem, więc rękę na jej plecach. Podniosła się i oparła głowę na moim ramieniu. Niepewnie przytuliłem dziewczynę.
   -Co się dzieje?- Zapytałem ostrożnie.
   -Calum, ja cię przepraszam. Ja nie chciałam. Bałam się, więc postanowiłam przenieś nas tu. Najgorsze jest to, że nie wiem gdzie tak naprawdę jesteśmy i jak się wydostać z tego miejsca.
   -Jak to zrobiłaś, że tu jesteśmy? Przecież nie wiesz, co to za miejsce.-Powiedziałem kładąc duży nacisk na słowo „to”.
   -Bałam się. Po prostu pomyślałam o jakimś dalekim miejscu. Calum ja się bałam, widziałeś, jaka była wściekła? Chciałam nas ratować.
   Westchnąłem. Wiedziałem, iż choroba brunetki jest poważna, ale nie sądziłem, że jest w stanie posunąć się do czegoś takiego. Poczułem ukłucie w piersi. Co stało się z tą dziewczyną, którą była na początku? Gdzie się podziała ta czułość, którą mnie obdarzała w chwilach, kiedy tego potrzebowałem? Teraz dopiero zrozumiałem, że nie była tym, za kogo ją uważałem. Nie była słodką Danielle, wręcz przeciwnie. Jednak miała usprawiedliwienie na swoje czyny, była przecież chora.
   Usiadłem obok Jasmin. Byłem już tym wszystkim wykończony. Teraz w dodatku tkwiłem niewiadomo gdzie. To wszystko mnie przytłaczało. I pomyśleć, że to wszystko rozpoczęło się od wypadku, od pośpiechu, od mojej głupoty. Po tym, jak obejrzałem wiadomości w telewizji, nie mogłem przestać o tym myśleć. Dręczyły mnie wyrzuty sumienia. Moja rodzina… tak bardzo za nimi tęskniłem. Tego, co czułem w tam tym momencie nie potrafię opisać. Byłem tak cholernie przygnębiony, smutny i wykończony tym wszystkim, co od pewnego czasu mnie otaczało, że miałem ochotę zamknąć oczy i spać. Tak, spać. Chciałem położyć się do miękkiego, wygodnego łóżka i spać, tak po prostu. Jednak nie mogłem. Musiałem stawić temu czoła i iść dalej w nadziei, że będzie dobrze. Wierzyłem, że ten koszmar się zakończy i znów będę mógł wrócić do codzienności. Tęskniłem za wygłupami z kumplami, a najbardziej to za szczerymi rozmowami z Luke’iem. Tęskniłem za moją siostrą, z którą byłem aktualnie pokłócony. Chciałem ją przeprosić, powiedzieć, że ją kocham i mocno przytulić.
   Poczułem napływające do moich oczu łzy. Szybko otarłem je rękawem w nadziei, że Jasmin niczego nie zauważyła. Myliłem się jednak.
   -Calum, co się stało?
   Chciałem odwlec w czasie odpowiedź albo w ogóle jej nie udzielać. Wiedziałem, że jest to nie możliwe. Dziewczyna prawdopodobnie nie dałaby mi spokoju. Musiałem schować swoją męską dumę do kieszeni i przyznać otwarcie, że nie jestem wcale twardzielem. Nie było to takie proste, ale jednak udało mi się to zrobić.
   -Tęsknie. Po prostu brakuje mi tego wszystkiego, co miałem przed wypadkiem. A ty nie tęsknisz?
   Spojrzałem na dziewczynę, ona jednak odwróciła głowę w drugą stronę. Wydało mi się to trochę dziwne. Przypomniała mi się nasza niedokończona rozmowa na kanapie, gdy ujrzałem rany na jej nadgarstkach. Czy chodziło o to? Mogłem tylko spekulować na ten temat albo zapytać. Pamiętałem również jak ciężki to był dla niej temat. Unikała go, więc dlaczego miałaby chcieć teraz ze mną porozmawiać o jej powodzie samo-okaleczania? Może sedno tej sprawy tkwiło gdzieś głębiej. Nie chciałem jej ranić, zależało mi tylko na pomocy; chciałem jej pomóc. Nie umiałem patrzyć jak cierpi. Może byłem zbyt empatyczny, nie mam pojęcia. Po prostu czułem się z tym źle wiedząc, że ona cierpi, a ja nic nie robie, aby jej pomóc.
   -Nie. Ja nie tęsknie.
   -Dlaczego?- Postanowiłem ostrożnie i w jak najdelikatniejszy sposób dowiedzieć się, co było powodem jej śmierci.
   -Piękny kolor wybrali do tego pomieszczenia, prawda?
   -Nie zmieniaj tematu, Jasmin. Powiedz mi proszę, o co chodzi? Czy ktoś cię krzywdził?
   Dziewczyna wstała i ruszyła przed siebie. Zrobiłem to, co ona. Szliśmy przez dłuższy czas w milczeniu. Nie było to milczenie z rodzaju tych uciążliwych. Sądzę, że ta cisza dawała ulgę nam obojgu. To było coś, czego potrzebowaliśmy.
   Zadziwiał mnie bezkres tego miejsca. Szliśmy już naprawdę długo i każdy nawet największy dom już by się skończył. My jednak byliśmy wciąż w tym samym miejscu. Wydawało mi się to dziwne. Miejsce, w którym się znajdowaliśmy nie było czymś zwykłym, stworzonym przez człowieka, jednak dużo się nie różniło od pokoi w psychiatryku. Jedyne, co było nienaturalne w tym miejscu, to jego brak ograniczeń ścianami i innymi „odgrodzeniami”. Zaczynało mnie to coraz bardziej niepokoić.
   -Jasmin czy to nie dziwne, że wciąż idziemy, a to miejsce nie ma końca?
   Dziewczyna nic nie odpowiedziała, nie obejrzała się, wciąż szła przed siebie jakbym nic nie mówił. Zastanawiałem się czy ona mnie ignorowała czy tez może nie usłyszała. Postanowiłem spróbować jeszcze raz, tym razem głośniej.
   -Jasmin!
   Bez jakichkolwiek rezultatów. Szła dalej. Nie zwracała na mnie uwagi. Zaczynało mnie to denerwować. Dlaczego ona to robiła? Czy powiedziałem coś nie tak? Przyspieszyłem kroku, aby ją dogonić. Ona jednak z każdym moim krokiem oddalała się coraz bardziej. Powoli truchtałem. Z czasem zacząłem przyspieszać, z mojej perspektywy dziewczyna robiła to samo. Jasmin stała się już tylko odległą plamką pośrodku bieli. Miałem nadzieję, że to tylko głupi żart. Czułem się jak w środku jakiegoś koszmaru. Zatrzymałem się. Miałem już dość pościgu, o ile w ogóle tak to można było nazwać. Stałem samotnie gdzieś w jakiejś nieznanej przestrzeni, nie odrywając wzroku od miejsca, w którym ostatnio widziałem Jasmin.
   Zrezygnowany opadłem na kolana. Zostawiła mnie samego w miejscu, którego nie znałem, w miejscu, do którego sama mnie przeniosła. Jak ona mogła? Ja bym jej nie zostawił samej, nigdy. Zawiodłem się na niej. Po zajściu na balkonie sądziłem, że coś może między nami być. Była naprawdę atrakcyjna. Mogę nawet stwierdzić, że mi się podobała. Byłem po prostu głupcem. Jak mogłem dać się tak zwieść? Dałem oczarować się jej urokowi i jak na tym wyszedłem? Byłem zmęczony tym wszystkim. Z jednej strony Danielle- dziewczyna chora psychicznie, podająca się za swoją siostrę, wybuchowa i agresywna, z drugiej strony jednak Jasmin- dziewczyna opanowana, trochę głupiutka, ale to było w pewien sposób słodkie, prawdopodobnie dziewczyna po przejściach, która właśnie przed chwilą zostawiła mnie samego w jakimś niedorzecznym miejscu. Po mojej głowie chodziło pytanie: której zaufać? Danielle może i była porywcza, ale zawsze była ze mną. Jasmin z kolei nie znałem, jednak w pewien sposób mnie pociągała.
   Miałem mętlik w głowie. Czyżby to miejsce tak na mnie działało? Nigdy wcześniej nie miałem, aż takich skłonności do rozmyśleń. Cóż mi jednak zostało, skoro byłem tam sam? Byłem jednak wdzięczny, że nie gadałem sam do siebie. To by było już jak gwóźdź do trumny. Bałem się o swoje zdrowie psychiczne.

~*~

   -To mówisz, Calum, że cię wystawiła?- Udawałem inny głos ruszając w powietrzu ręką.
   -Tak stary, właśnie to zrobiła. Od jakiś kilku godzin siedzę tu sam i modlę się, aby się stąd wydostać zdrowym na psychice.- Powiedziałem do wyimaginowanego kolegi, czyli ręki.
   -To i tak dobrze, że nie gadasz sam do siebie.
   -A, od czego mam ciebie? W końcu jesteś moim kumplem.- Odrzekłem.
   Opuściłem rękę, która zdążyła zdrętwieć. Byłem załamany. Nie wiedziałem już, co robić.
   Wstałem i ruszyłem przed siebie. Nie zastanawiałem się nawet, dokąd zmierzam. Miałem dość tkwienia w tym miejscu. Sądziłem, że to mi w jakimś stopniu pomoże oprzytomnieć. Chciałem, aby to był tylko głupi sen, który zaraz się skończy. Przyspieszyłem. Zaczynałem powoli biec. Teraz już biegłem ile sił w nogach. Po dłuższym czasie zaczęło mnie dopadać zmęczenie, nie dawałem jednak za wygraną i biegłem dalej. Zamknąłem oczy i starałem się dać z siebie wszystko, przyspieszyłem na tyle na ile pozwalały mi mięsie. Na początku dziwiło mnie to, że odczuwam cokolwiek, jakikolwiek ból, zmęczenie. Jednak po dłuższym zastanowieniu doszedłem do wniosku, że tu prawdopodobnie wszystko jest możliwe. Skoro Jasmin tak szybko zniknęła z mojego pola widzenia, ja mogłem zrobić to samo. Wciąż nie otwierając oczu biegłem przed siebie. Po pokonaniu pewnego dystansu o coś uderzyłem. Wylądowałem na ziemi, uderzając w nią mocno głową. Zemdlałem.






----------------------------------------------------------------- 
Witam!
Dzisiaj jak obiecałam przynoszę wam nowy rozdział. Mam nadzieję, że jest lepszy niż poprzednie, bo tak sobie przeglądałam wszystkie dotychczasowe rozdziały i po prostu trzymałam się za głowę. Sama już nie wierzę w swoją głupotę i brak umiejętności. Zaczynam mieć coraz większe wątpliwości, co do prowadzenia tego fanfic. Raz jest dobrze raz jest kompletnie do niczego. Jednak jeszcze nikt nie narzekał, więc odbieram to, jako swego rodzaju zachętę. Tak samo jak fakt, że już ponad 1k razy odwiedziliście mojego bloga. Jestem wam za to wdzięczna. Nawet nie zdajecie sobie sprawy ile to dla mnie znaczy.
Co do kolejnego rozdziału: nie wiem, kiedy dokładnie go dodam, mam nadzieję, że długo nie będziecie musieli na niego czekać. W zamian za nieznany termin mogę powiedzieć wam tylko tyle, że Calum spotka tam pewną dziewczynę (tak znowu dziewczyna), o której mowa była już wcześniej. Więcej jednak nie powiem, chociaż i tak już pewnie domyśliliście się, o kogo chodzi, prawda?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz